Proste zdjęcia fascynują

Najwybitniejszy żyjący polski fotograf ma 89 lat, mieszka w Gliwicach i uparcie nazywa siebie amatorem - pisze Jacek Tomczuk

Publikacja: 28.03.2013 07:40

Lata 70. w kolorze. Wystawa Jerzy Lewczyński /Jan Lessaer „BHP, historia pewnej wyobraźni”, do 17 ma

Lata 70. w kolorze. Wystawa Jerzy Lewczyński /Jan Lessaer „BHP, historia pewnej wyobraźni”, do 17 maja, Galeria Asymetria, Warszawa. Fot. Jerzy Lewczyński

Foto: Asymetria

Trwa festiwal Jerzego Lewczyńskiego. Do niedawna znany jedynie specjalistom w dziedzinie XX-wiecznej fotografii, w zeszłym roku doczekał się szeroko komentowanej retrospektywy w Gliwicach i Krakowie. Ukazują się opasłe albumy („Pamięć obrazu"), kuratorskie wybory z olbrzymiego archiwum („Informent" czy „Fotografie pisane"), nawet popularne wspomnienia („Jerzozwierz" Olgi Ptak). Właśnie została otwarta wystawa w warszawskiej Galerii Asymetria „BHP, historia pewnej wyobraźni".

Zobacz galerię zdjęć

Liczy się archiwum

Przez dziesięciolecia był dla świata sztuki kłopotem. Wymyka się klasyfikacjom i stylom. Fotograf, dla którego najważniejsze nie jest fotografowanie, ale kolekcjonowanie: zdjęć, historii, archiwów. Spadkobierca przedwojennej awangardy, który zapowiedział najnowsze kierunki  II połowy XX wieku, z konceptualizmem włącznie.

Miał wrażliwość, która zupełnie nie pasowała do nastrojów epoki. Gdy w Polsce lat 60. i 70. królował reportaż, on jako inżynier w delegacji beznamiętnie dokumentował polską prowincję, z chłodną ironią obserwował, jak oficjalna propaganda zderza się z rzeczywistością. Kiedy w świecie sztuki trwa nieustanny pościg za nowością, on formułuje projekt „archeologii fotografii". Osiągnął kilka spektakularnych sukcesów jako historyk. Odkrył i opisał twórczość wybitnego, lecz zapomnianego XIX-wiecznego fotografa Wilhelma von Blandowskiego, uratował przed zniszczeniem archiwum Feliksa Łukowskiego spod Zamościa, który dokumentował życie tamtejszych wsi w latach 40. XX wieku.

Rejestrował rzeczy uważane do tej pory za skrajnie niefotograficzne: numerki z szatni, zdarte murale, kalkę maszynową już tak zużytą, że nie można rozpoznać ani jednego słowa. Poeta zwyczajności.

A jednak po latach wiele pomysłów Jerzego Lewczyńskiego wraca we współczesnej praktyce fotograficznej. Artystę z Gliwic nie interesowała sama fotografia, ale pomysł na nią, nie zdjęcie samo w sobie, ale historia, która się w nim kryje. Nie autorska odbitka, ale amatorskie archiwum. W 1977 roku pokazał wystawę, na którą składały się wyłącznie negatywy znalezione na strychu.

– Lewczyński jest fascynujący, bo ma współczesny stosunek do obrazu, nie jest niewolnikiem oryginału. Tak samo traktuje zdjęcie swojego autorstwa jak znalezione – mówi Rafał Lewandowski, kurator z Asymetrii. – Już podczas przełomowej dla współczesnej fotografii polskiej wystawy „Pokaz zamknięty" w Gliwicach w 1959 roku pokazał swoje prace, ale też zdjęcia po prostu przefotografowane. To prekursor strategii wykorzystania fotografii w dobie Internetu.

Chałtura w Azotach

Koniec lat 50. Lewczyński pracuje jako inżynier w Biurach Projektów Przemysłu Chemicznego w Gliwicach. Fotografuje amatorsko, po godzinach. Techniki i estetyki uczy się od śląskich fotografów.

Nigdy nie skończy żadnej artystycznej szkoły. Jest zagubionym na prowincji w szarych latach 50. spóźnionym synem awangardy. Pisze manifesty, programy, chętnie powołuje grupy (może jako amatorowi dodawały mu pewności?), konsekwentnie łączy awangardowe kierunki z fotografią: zdjęcie robotnika przysłaniającego twarz szpadlem mogłoby się znaleźć na wystawie surrealistów, bezkamerowe odbitki z użyciem widelca, noża czy kręgosłupa ryby to dosłowne nawiązanie do Man Raya, próby z rozsypywaniem cukru bezpośrednio na papierze fotograficznym zbliżają go do abstrakcji.

A jednak prosi o spotkanie dyrektora Zakładów Azotowych w Kędzierzynie-Koźlu. Chce robić broszury BHP. Dyrektor, zanim się zgodzi, opowiada dziwny sen, jaki miał tej nocy. Śniło mu się, że do jego domu ktoś przynosi dwa telewizory. Lewczyński rozumie aluzję i na drugi dzień dostarcza do mieszkania mocodawcy dwa „wyśnione" odbiorniki. Może zacząć pracę.

Co takiego było w tym zleceniu, że zgodził się dać niemałą łapówkę: intratna chałtura i chęć zysku? Możliwość bezproblemowego fotografowania ludzi przy pracy? Przecież nie miałby na to szansy, nie reprezentuje żadnej redakcji ani instytucji. Może zafascynowany dokonaniami agencji Magnum marzy o klasycznym fotoreportażu?

Na wielu zdjęciach w roli przykładowego robotnika występuje sam artysta. Lewczyński to performer, musiał nieźle się bawić, przestrzegając przed piciem alkoholu w miejscu pracy czy szlifowaniem bez okularów ochronnych. Szybko się zorientował, że fotografia to nie tyle rejestracja rzeczywistości, ile jej maska. Zdjęcia nie mówią prawdy, raczej ją ukrywają. To bardzo współczesna lekcja.

Trwa festiwal Jerzego Lewczyńskiego. Do niedawna znany jedynie specjalistom w dziedzinie XX-wiecznej fotografii, w zeszłym roku doczekał się szeroko komentowanej retrospektywy w Gliwicach i Krakowie. Ukazują się opasłe albumy („Pamięć obrazu"), kuratorskie wybory z olbrzymiego archiwum („Informent" czy „Fotografie pisane"), nawet popularne wspomnienia („Jerzozwierz" Olgi Ptak). Właśnie została otwarta wystawa w warszawskiej Galerii Asymetria „BHP, historia pewnej wyobraźni".

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 90% artykułu
Film
Film „Gladiator II”. Wielki rozmach, świetne aktorstwo
Film
EnergaCAMERIMAGE: Światowej sławy autorzy zdjęć zjeżdżają do Torunia
Film
Niefortunna wypowiedź o kobietach. Znany reżyser odwołuje przyjazd na polski festiwal
Film
Aurum Film broni się przed zarzutami: „Ministranci” pionkiem w grze między PISF a Ministerstwem Kultury?
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Film
Powstanie nowa wersja słynnej „Muchy” Davida Cronenberga
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje