„Joker: Folie à deux” Todda Phillipsa wzbudza skrajne reakcje. Jednych rozczarowuje, innych zachwyca. Ja należę do tych drugich. Kontynuacja „Jokera”, z fenomenalną – jak zwykle – rolą Joaquina Phoenixa, jest filmem mocniejszym niż poprzedni. W „Jokerze” Phillips pokazywał świat przesiąkający złem, który wydaje się atrakcyjny i nikogo już nie dziwi. Teraz w swoich diagnozach poszedł o krok dalej: tu zło jest normą, od której nie ma odwrotu. Dobro z góry skazane jest na przegraną.
„Joker" nowa odsłona
Pierwszy „Joker” zrealizowany został przez Warnera i DC Comics i reklamowany jako sequel „Batmana”, był gorzką opowieścią o tym, jak rodzi się demon. Jak zło, bunt, agresja zaczynają kiełkować w zwyczajnym facecie, któremu nic w życiu nie wychodziło. W człowieku wykluczonym, znerwicowanym, niepotrafiącym znaleźć swojego miejsca w społeczeństwie. Coraz bardziej samotnym, zagłębiającym się we własne paranoje. „Chciałbym choć przez chwilę nie cierpieć” – powie obolały Arthur Fleck lekarce, która za chwilę zresztą przestanie się nim zajmować, bo miasto Gotham obetnie pieniądze na służbę zdrowia dla najuboższych. „Joker” – zdobywca dwóch Oscarów i weneckiego Złotego Lwa – był wstrząsającym studium obłędu, ale przede wszystkim poważnym dramatem społecznym. Diagnozą kondycji dzisiejszego zachodniego świata.
– Byłem ciekawy, co się stało z kimś, kto zrobił tyle hałasu na świecie, a potem zapragnął ciszy i spokoju – mówił przed miesiącem reżyser na konferencji prasowej w Wenecji, gdzie trafił jego „Joker: Folie à deux”.
Czytaj więcej
Aktor Daniel Day-Lewis, który w 2017 roku ogłosił swój ostateczny koniec kariery, był widziany na planie zdjęciowym nowego filmu. Wkrótce mamy go znów zobaczyć na ekranie.