Walter Salles, reżyser świetnego „Dworca nadziei”, sięgnął po książkę brazylijskiego pisarza Marcela Rubensa Paivy. Walczący o weneckiego Złotego Lwa „I’m Still Here” to historia jego rodziny.
Film Sallesa zaczyna się od obrazów szczęścia: ojciec to człowiek powszechnie szanowany, były kongresmen, matka wychowuje piątkę dzieci. Do domu stale wpadają przyjaciele – na drinki i pogawędki. Ot, zamożna, inteligencka rodzina. Ale wokół panuje terror. Jedna z córek i jej przyjaciele zostają zatrzymani przez policję, która szuka „terrorystów” – młodych ludzi związanych z opozycją. A normalne życie kończy się w jednej chwili, gdy Paiva zostaje aresztowany. Na przesłuchanie zostają też zabrane jego żona i najstarsza córka. Eunice spędzi w ciemnej celi wiele dni, nie wiedząc, co się dzieje z jej dzieckiem i mężem. Kobiety w końcu wyjdą na wolność. Mężczyzna, oskarżony o zdradę stanu, torturowany, nie wróci do domu nigdy.
„I’m Still Here” staje się opowieścią o heroizmie kobiety, która rozpaczliwie szukała informacji o losie męża, a gdy dowiedziała się o jego śmierci, przeniosła się z Rio de Janeiro do rodzinnego Sao Paulo, wychowała dzieci i skończyła prawo, by po upadku dyktatury szukać zaginionych.
Eunice zagrała Fernanda Torres, córka wybitnej aktorki Fernandy Montenegro nominowanej do Oscara za rolę w „Dworcu nadziei”. Sama Montenegro wystąpiła w trzeciej, współczesnej części filmu. Zagrała główną bohaterkę – przykutą do wózka, zniszczoną przez chorobę Alzheimera. Film Sallesa robi duże wrażenie, są w nim ból, rozpacz, strach, ale też hart ludzi, którzy w czasach dyktatury próbują zachować wewnętrzną wolność.