Niewiele sportów tak znakomicie prezentowało się na ekranie. Potwierdza to niedawny „Le Mans ’66” (2019) o trwającym dobę rajdzie oraz „Wyścig” (2013) o rywalizacji Nikiego Laudy i Jamesa Hunta w latach 70. Rajdowy film miał też Al Pacino – „Bobby’ego Deerfielda” w reżyserii Sydneya Pollacka (1977). Zachwycał dokument Asifa Kapadii o brazylijskim mistrzu świata F1 – „Senna” z 2010 r. Teraz Michael Mann, żywa legenda, po ośmiu latach wraca do kina z „Ferrarim”.
Firma czy rodzina
Jest rok 1957, życie Ferrarich znalazło się na zakręcie. Ważą się losy firmy, bo fabryka sprzedaje zbyt mało aut, by się utrzymać i pilnie potrzebuje inwestora. Pomóc może sukces np. triumf w historycznym wyścigu na tysiącmilowej trasie Mille Miglia.
Czytaj więcej
Adam Driver promował film o samochodowym guru Enzo Ferrarim, wśród gości toruńskiej imprezy są bracia Quay, Pablo Larrain i wybitni operatorzy.
Również życie rodzinne sypie się bohaterom. Rok wcześniej zmarł po ciężkiej chorobie 24-letni Dino, jedyny syn Laury (Penélope Cruz) i jej męża Enzo (Adam Driver), kierowcy i założyciela włoskiej potęgi. Jednak Dino nie był jedynym potomkiem Enza, bo ten miał także drugiego syna spoza małżeństwa.
„Co o tym wszystkim myślisz” – pyta szef swojego mechanika, kiedy Modena zaczyna huczeć od plotek, bo Laura w końcu dowiedziała się o wszystkim. „Fabryka to źródło utrzymania wielu rodzin. Ferrari potrzebuje ciągłości” – odpowiada pragmatycznie technik. Ale żeby rozstać się z Laurą i usynowić 12-letniego Piera, Enzo musi spłacić małżonkę, która jest współwłaścicielką firmy. A żeby ją spłacić, potrzeba inwestora i koło się zamyka. Zatem stawka wyścigu stanowiącego punkt kulminacyjny 130-minutowego filmu jest czytelna. Nie tylko podium, ale też i sukcesja.