W lutym mieliśmy premierę produkcji „Dziewczyna i kosmonauta” z pana udziałem, teraz startuje „Sortownia”. Czy w stronę seriali pociągnęło pana oglądanie streamingowych produkcji w pandemii czy może brak innych propozycji aktorskich?
Raczej ta druga kwestia. Zdarzyła się seria zgrabnych epizodów, ale specjalnie atrakcyjnych propozycji filmowych nie miałem. Może w przyszłym roku uda nam się zebrać z Jackiem Borcuchem i nakręcić fabułę. Do tego czasu coś muszę robić. „Dziewczyna i kosmonauta” to był kuszący pomysł science fiction, ponieważ mamy coraz większe możliwości technologiczne. „Sortownia” jest ciekawa dzięki swojej niejednoznaczności. Poprzez postać lekarza Jacka Wolińskiego, którego gram, i inne postaci odkrywamy, że to co dobre i złe, okazuje się często niezgodne z naszymi wcześniejszymi wyobrażeniami. Przeżywamy nieustannie dysonans poznawczy i nie wiemy, jak do wszystkiego się ustosunkować. Myślę, że to są dokładnie te same emocje, jakie przeżywamy teraz w Polsce. Czujemy się zmanipulowani, czujemy wielki chaos, a jego źródłem są politycy, Kościół, środki masowego przekazu, którzy robią nam wodę z mózgu. Mam nadzieję, że film tego nie robi, tylko trzyma nas w napięciu, ponieważ jest to dobrze ułożona historia, dobrze skomponowany ośmioodcinkowy utwór.
Czytaj więcej
Serial „Dziewczyna i kosmonauta” czasem naiwnie, czasem ekscytująco dotyka dzisiejszych wyborów i polsko-rosyjskich kontekstów.
Jednak aktorzy grający w fabułach i teatrze narzekają na serialowe scenariusze.
Ja też nie podszedłem do propozycji udziału w „Sortowni” z hurraoptymizmem od razu, zaproponowałem zmiany i poprawki. Często dokonywaliśmy ich na planie. Nie chcę udawać mądrzejszego od innych, więc wytłumaczę, o co chodzi. Serial jest taką formą, którą opowiada się poprzez akcję. Ażeby sprawa nie była nazbyt skomplikowana w realizacji, wiele dzieje się w dialogu. Spróbowałem zrobić tak, żebyśmy nie mieli strasznie dużo gadania. Taki cel postawiliśmy sobie z reżyserką Anią Kazajek i innymi partnerami. Cisnąłem, by nie zostawiać dialogów, które są stricte informacyjne, żeby postaci czasami pomilczały, a sceny budowały napięcie. Polskich scenarzystów zbyt często ciągnie do typowości. Postaci zachowują się typowo, mają typowy styl i frazeologię. Pozbyliśmy się tego. Zależało mi na widzach myślących i wymagających. Do nich chcę docierać. Nie potrzebuję być najpopularniejszym aktorem. Wolę zagrać mniej, ale z poczuciem, że sam siebie nie skrzywdziłem.