Dziesięć lat po premierze swojego filmu ‚„Pod skórą” Jonathan Glazer pokazał teraz w Cannes „Strefę interesów”. W świecie, w którym narastają ruchy neonazistowskie, w którym giną ludzie i nasila się przemoc, wrócił do II wojny światowej, Holokaustu, do Auschwitz. Nie pokazał jednak cierpienia i śmierci. Opowiedział o rodzinie komendanta Rudolfa Hessa, która przyjechała razem z nim do Polski. O banalności zła.
Schludny dom na obrzeżach Oświęcimia. W ogrodzie rosną kwiaty, trochę warzyw. Wkrótce ma się pojawić też mały basen dla dzieci. W pobliżu łąka, rzeka. O takim miejscu, idealnym dla rodziny z pięciorgiem dzieci, marzyła żona Hessa. Jedynym dysonansem jest mur z czerwonej cegły, ale i on za bardzo nie przeszkadza. W końcu można go nawet obsadzić pnącymi się roślinami. Tyle że czasem dochodzą zza niego jakieś krzyki.
Rudolf za tym murem pracuje. Czasem coś stamtąd przynosi. Na przykład piękne futro. Bywa, że jego żona rzuca na stół stos sukienek i koszul. Kucharki, pokojówki, niańki mogą sobie coś wybrać. „Tylko po jednej sztuce” – zastrzega pani domu. A mały synek bawi się złotymi zębami jak pchełkami.
Czytaj więcej
Na konferencji prasowej obok Scorsese, De Niro i DiCaprio pojawił się wódz Stojący Niedźwiedź
Hess jest komendantem obozu Auschwitz. Codziennie rano przekracza bramę w czerwonym murze. Czasem wjeżdża w nią konno, bo łatwiej mu tak zrobić obchód, a poza tym kocha konie. Bywa, że do domu przyjeżdżają współpracownicy: omawiają szczegóły dotyczące pieców gazowych, ich wydajności, łatwości sprzątania. Z domu prowadzi wiele rozmów telefonicznych ze zwierzchnikami. Do domu przyprowadzają mu też młode dziewczyny z obozu. Potem bawi się z dziećmi.