Przypominamy rozmowę "Rzeczpospolitej" z aktorem Krzysztofem Kowalewskim
Rzeczpospolita: 30 lat temu odbyła się premiera „Misia" Stanisława Barei. Krytycy prasowi nie zostawili na filmie suchej nitki. Jakie były nastroje w ekipie filmowej po premierze?
Krzysztof Kowalewski: My od początku wiedzieliśmy, że scenariusz Stanisława Barei i Stanisława Tyma jest rewelacyjny. Jednak dobry scenariusz nie gwarantuje sukcesu, a po pierwszych recenzjach nikt z nas nie przypuszczał, że zrobiliśmy film ponadczasowy. Potem się okazało, że publiczność jest zachwycona i ten zachwyt trwa do dzisiaj. Bareja nie był popularny w środowisku i do dziś niektórzy koledzy z branży filmowej nie mogą przejść do porządku dziennego nad sukcesem „Misia".
Cenzura bardzo ingerowała w scenariusz?
Tym i Bareja mieli z nią dużo problemów. Ze scenariusza wypadały całe fragmenty. Trzeba było przechrzcić głównego bohatera, bo cenzura nie zaakceptowała nazwiska Nowohucki. Trzeba było je zmienić na neutralne Ochódzki.