Powodów do zadowolenia było znacznie więcej: zaproszenia do konkursów najważniejszych międzynarodowych festiwali, pięć Europejskich Nagród Filmowych dla „Zimnej wojny" i canneński laur za reżyserię dla Pawła Pawlikowskiego, berliński Srebrny Niedźwiedź za „Twarz" Małgorzaty Szumowskiej. Do tego znakomite dokumenty, a przede wszystkim pełne kina.
Wielki frekwencyjny sukces polskich filmowców to nie tylko 5,5 miliona widzów na „Klerze" oraz od miliona do dwóch milionów widzów na komediach romantycznych „Planeta Singli 2" czy „Podatek od miłości" albo sensacji jak „Kobiety mafii" czy „Pitbull. Ostatni pies". To również ponad 900 tysięcy osób, które obejrzały czarno-białą „Zimną wojnę" czy 800 tysięcy tych, którzy wybrali się na „7 uczuć" Marka Koterskiego.
Polskie kino jest dziś dojrzałe, wrażliwe, ale też o ostrym spojrzeniu na rzeczywistość. Wpisuje się w światowe nurty, zachowując jednocześnie swój narodowy charakter.
"Kler", reż. Wojciech Smarzowski - Najważniejszy film roku. O grzechach polskiego Kościoła – jego upolitycznieniu, zakłamaniu, chciwości. Wreszcie o pedofilii, która stała się przyczyną wielu tragedii, a przez lata pozostawała bezkarna.
Blisko współczesności
Powstały w 2018 roku filmy, których autorzy zmierzyli się z problemami dzisiejszej Polski. Najważniejszy stał się „Kler" Wojciecha Smarzowskiego. Ten znakomity, „chory na Polskę" artysta od lat przygląda się naszym grzechom głównym. Bez znieczulenia, ale z zatroskaniem, uczciwie. W „Klerze" dotknął tego, co przez lata było zamiatane pod dywan. Nie obraził niczyjej wiary. Opowiedział o Kościele: o państwie w państwie, o arogancji ludzi, którzy czują się poza prawem. I zostawił miejsce na przebudzenie się i nadzieję.