– 20 lat temu nosiliśmy swe sekrety w sobie, dziś skrywamy je w smartfonach – mówi reżyser filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" Paolo Genovese.
Donatello – włoski Oscar dla najlepszego filmu roku, nagrody za scenariusz, Złota Wstążka przyznana przez dziennikarzy, a przede wszystkim 2,5 mln widzów w kinach. „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" to niewątpliwie najbardziej utytułowana i najgłośniejsza włoska fabuła ubiegłego roku.
Siedmioro przyjaciół spotyka się na kolacji. Zasobny dom gospodarzy, inteligenckie środowisko, dobre wino. Zaczyna się od żartów w stylu; „Jeśli rozmawiasz z nią 30 minut dziennie to znaczy, że jesteś zakochany. Jeśli 60 – to oszalałeś z miłości. Jak milkniesz, to znaczy, że się ożeniłeś". Ktoś opowiada o parze, która rozwodzi się, bo kobieta, zaglądając do telefonu męża, odkryła jego romans z młodą dziewczyną.
Ktoś inny pyta: „Ile osób rozstałoby się, gdyby pokazały sobie swoje komórki?". Tak rodzi się pomysł gry: w czasie spotkania wszyscy położą swoje smatfony na stole, będą je odbierali w trybie głośnomówiącym i dzielili się z pozostałymi treścią esemesów.
„Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" to film o naszym sekretnym życiu. Bo każdy ma tajemnice. Namiętności, do których nie chce się przyznać. Mniejsze i większe grzechy.