Polfa warszawa, finisz prywawtyzacji

Jerzy Starak oraz małżeństwo Maciej i Małgorzata Adamkiewiczowie w rozgrywce o Polfę Warszawa stają naprzeciw siebie już po raz drugi. Stawka jest wysoka. Zwycięzca będzie mógł ogłosić, że stworzył polskie imperium farmaceutyczne

Publikacja: 26.08.2011 04:06

Polfa warszawa, finisz prywawtyzacji

Foto: AP

Sierpień, a zwłaszcza jego druga połowa, to dla Jerzego Staraka czas wypoczynku. Ale ten, kto sądziłby, że właściciel Polpharmy i akcjonariusz Biotonu, relaksując się teraz na jachcie albo nartach wodnych na ulubionej Sardynii, stracił z oczu dawno upatrzony cel w kraju, byłby w dużym błędzie.

– Dziś, w dobie rozwoju nowych technologii, nie ma znaczenia, gdzie przebywam. Jestem w stałym kontakcie z firmą i mam zaufanie do mojego zespołu zarządzającego – mówi „Rz".

Można więc mieć pewność, że menedżerowie pracujący dla „pana Jerzego", jak familiarnie go tytułują, nie ustają w negocjacyjnych wysiłkach, żeby decyzje, które lada dzień zapadną w ministerialnych gabinetach przy ulicy Kruczej, okazały się korzystne dla ich szefa.

O taki sam wynik – tyle że pozytywny dla Adamedu – zabiegają współpracownicy Małgorzaty i Macieja Adamkiewiczów. Sami właściciele firmy, oboje lekarze, właśnie wrócili z sierpniowego urlopu, żeby już na miejscu czekać na rozstrzygnięcie trwającej od ponad roku prywatyzacji. Może ona znacząco zmienić układ sił na polskim, mocno rozdrobnionym rynku leków.

Pod względem przychodów Pol-pharma jest na nim numerem jeden wśród krajowych producentów. Jeśli wygra wyścig o Polfę, zostanie wreszcie graczem na skalę regionalną. Jeśli przegra, Adamed, firma o trzykrotnie mniejszych obrotach, przeskoczy z pozycji drugiej na pierwszą.

Dystans – podobny do tego, jaki dzieli Staraka i Adamkiewiczów na liście najbogatszych Polaków. W tegorocznym rankingu tygodnika „Wprost" zajęli oni 19. miejsce z majątkiem oszacowanym na 1,25 mld zł. On, z fortuną rzędu 2,7 mld zł, znalazł się na pozycji dziewiątej.

Adamkiewiczowie i Starak – jak podkreślają przedstawiciele branży – grają w dwóch różnych ligach. On – światowiec, właściciel domu na Sardynii, Witkiewiczówki w Zakopanem, willi w Konstancinie i posiadłości nad Jeziorem Genewskim, koneser sztuki („Malarstwo, rzeźba, opera. Wyszukuję młodych, dobrze zapowiadających się artystów. Kolekcjonuję ich prace. W wyborze kieruję się własnym gustem, a nie modą czy chęcią zysku w przyszłości" – mówi „Rz". Podkreśla też, że udało mu się sprowadzić do Polski wcześniej niepokazywane zdjęcia Ryszarda Horowitza i rzeźby Igora Mitoraja).

Oni chronią swoją prywatność i krzywią się na samą wzmiankę o rankingu najbogatszych Polaków, bo, jak mówią, nie czują się krezusami i chcą, żeby ich dzieci miały normalne życie. Tajemnicą poliszynela jest, że kierując Adamedem, żadne z nich nie zaprzestało prowadzenia prywatnej praktyki w swojej specjalności.

Poza niechęcią do giełdy (Jerzy Starak zapowiadał kilkakrotnie, że chce wprowadzić na nią Polpharmę, Adamkiewiczowie też wspominali o możliwości debiutu; jednak dotąd na warszawskim parkiecie nie ma ani jednego dużego producenta leków) łączy ich jedno: determinacja, aby kupić Polfę Warszawa.

Ostatnia taka okazja

Przedmiot ich zabiegów – z przychodami przekraczającymi 350 mln zł, 44-milionowym zyskiem (2010 r.) i ponad 140 lekami w portfolio, wśród których są takie rynkowe przeboje, jak chroniący przed chorobami serca acard czy przeciwalergiczny allertec – to ostatni atrakcyjny kąsek w państwowej farmacji. Większość krajowych zakładów wytwarzających leki znalazła nabywców jeszcze w latach 90. Głównie w postaci międzynarodowych koncernów, które tym sposobem zyskały zaplecze produkcyjne na polskim rynku, bo działy badań i rozwoju, jak to w korporacjach dysponujących oddziałami i fabrykami w wielu krajach, istniały już gdzie indziej.

Wyjątkiem był Jerzy Starak, który w 2000 r. przez swoją firmę Spectra do spółki z Prokomem Investments Ryszarda Krauzego kupił Polfę w Starogardzie Gdańskim. Trzecim partnerem miał być – za pośrednictwem Warty – Jan Kulczyk, a czwartym Zygmunt Solorz-Żak, ale oni wycofali się z interesu.

Fabryka o przedwojennych tradycjach w czasie wojny była oddziałem niemieckiego Bayera, a po wojnie, w ramach zjednoczenia przemysłu farmaceutycznego, największym producentem aspiryny w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Kiedy przejmował ją Starak, była lokalnym podmiotem, niewiele większym od Polfy Warszawa, ale miała jeden z najwyższych wskaźników rentowności w branży: prawie pół miliarda przychodów przy ponad 60 mln zł zysku.

Dziś – co z dumą podkreśla właściciel – grupa Polpharma daje przychody ponadsześciokrotnie wyższe niż warszawski zakład, działa bezpośrednio na kilkunastu rynkach, a pośrednio na ponad 50, ma rozwiniętą bazę badań i rozwoju zatrudniającą ponad 300 osób i wprowadzającą na rynek ponad 30 produktów rocznie. Inwestuje też w biotechnologię – powołała w tym celu Polpharmę Biologics i tworzy światowej klasy laboratorium w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym.

– To nasze najmłodsze dziecko, z którego otwarciem, planowanym na pierwszy kwartał 2012 r., wiążemy duże nadzieje – mówi Starak.

Początki

Fabryka, na bazie której powstała Polpharma, była pierwszą inwestycją w branży farmaceutycznej 57-letniego dziś biznesmena, absolwenta stołecznej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (specjalność: technologia rolno-spożywcza), choć jego pierwsze interesy też miały z nią pośredni związek. Zaczynał od sprzedaży środkowoeuropejskim producentom leków automatycznych maszyn do opakowań – w Bolonii, w firmie Guillermo Martellego, poznanego podczas wakacyjnego wypadu do Włoch.

Po kilku latach założył własną – Italcom. Równolegle powołał do życia Comindex, zajmujący się przetwórstwem rolno-spożywczym, który stopniowo wyrósł na największe przedsiębiorstwo polonijne.

Odbiorcy na Zachodzie kupowali od Staraka mrożonki, koncentraty i przeciery. Polacy – „sosy Billy w każdej chwili" i Currarę, co „kusi i zniewala" – perfumy zbliżone zapachem do niedostępnego wówczas na krajowym rynku Poison Diora i, to rzadkość w tamtych czasach, reklamowane w telewizji.

Doświadczenia w handlu między wolną Europą a krajami zza żelaznej kurtyny pomogły mu w latach 90. w karierze pośrednika. Kiedy przedstawiciele firmy Bols chcieli wprowadzić wódkę tej marki na polskie stoły, zwrócili się do Staraka, bo tylko on dysponował koncesją na produkcję i sprzedaż alkoholu.

Poprzez założoną w 1991 r. spółkę Carcom pomagał zaistnieć w naszym kraju Alfa Romeo. Podobną rolę odegrał wobec koncernów spożywczych Colgate-Palmolive oraz Ovita-Nutricia. Chciał też inwestować w telewizję jako udziałowiec Polskiej Korporacji Handlowej, która próbowała się ubiegać o koncesję dla sieci Polonia 1.

Szybko dostrzegł jednak, że biznesem idealnym na nowe czasy jest farmacja. Po Polpharmie kupił jeszcze sieradzki Terpol, produkujący płyny infuzyjne, w 2002 r. – do spółki z koncernem Baxter – lubelską Polfę, a potem udziały w Herbapolu Lublin. Przy tych transakcjach doradzał mu jeden z wieloletnich współpracowników – Bruno Valsangiacomo (dziś prezydent grupy ITI) poznany w Zurychu za pośrednictwem nieżyjącego już Jana Wejcherta, założyciela Grupy ITI. Bo Starak – jak sam mówi – w biznesie ceni wysoko lojalność.

– Mam sztab zaufanych ludzi, z którymi pracuję od lat – podkreśla. – Zdecydowanie ludzie są największym naszym potencjałem. Poszukuję tych nieprzeciętnych. Zdarza mi się wypatrzeć na rynku człowieka, z którym szczególnie chciałbym pracować ze względu na jego wyjątkowe doświadczenie, nieprzeciętną inteligencję czy intuicję biznesową. Jestem wtedy w stanie długo przekonywać taką osobę, aby zgodziła się na pracę dla Polpharmy.

Kilka lat temu ponownie połączyły go wspólne interesy z kolegami, z którymi startował do zakupu firmy w Starogardzie Gdańskim, Ryszardem Krauzem i Zygmuntem Solorzem-Żakiem. Spotkali się w Biotonie. Starak odkupił od Krauzego antybiotykową część spółki.

Rodzinne interesy

Kiedy człowiek znajdzie pracę, którą lubi, nigdy już nie będzie musiał pracować – śmieje się Małgorzata Adamkiewicz, cytując Jacka Welcha, amerykańskiego guru od zarządzania, byłego prezesa General Electric, którego książkę czytała podczas wakacji. Zawsze zabiera ze sobą na urlop dwie książki: jedną lekturę z dziedziny biznesu i drugą pozwalającą na chwilę o tym biznesie zapomnieć. Maciej odstresowuje się, żeglując. Ostatnio uczestniczył w rejsie na jachcie „Pogoria„.

W przeciwieństwie do Jerzego Staraka, który swoje farmaceutyczne imperium ufundował na przejęciach, Adamkiewiczowie budowali własną firmę dosłownie od zera, już w warunkach wolnorynkowych. Będąc jeszcze na studiach lekarskich, współtworzyli ją razem z ojcem – Marianem Adamkiewiczem, założycielem firmy, lekarzem, który prowadząc prywatną praktykę ginekologiczną, postanowił wprowadzić na rynek terapie, których w kraju wówczas brakowało. Najpierw przyrząd medyczny leczący nietrzymanie moczu, pierwsze środki antykoncepcyjne oraz lek na zakażenie dróg moczowych, opracowany na bazie substancji aktywnej kupionej na Łotwie.

– Nasz model biznesowy od początku był taki: najpierw definiujemy problemy medyczne, potem szukamy ich rozwiązania – mówi „Rz" Maciej Adamkiewicz. – Przed 2000 rokiem pomagaliśmy ojcu w zarządzaniu Adamedem, więc nie było tak, że jednego dnia rzuciliśmy się na głęboką wodę. Prawdziwą szkołą zarządzania był dla nas szpital: szybkie decyzje, ciągły stres, konieczność rozwiązywania konfliktów międzyludzkich.

Kiedy zmarł twórca Adamedu, powierzając firmę dzieciom, zatrudniała pięć osób. Dziś w całej grupie, która dzięki ostatnim przejęciom rozrosła się o firmę Agropharm i Polfę Pabianice, pracuje ok. 1650 ludzi. Przychody połączonych spółek w 2010 r. wyniosły 576 mln zł.

Maciej odpowiada w nich za prace nad nowymi lekami i określanie długofalowej strategii. Małgorzata – za działalność operacyjną.

Firma rosła najpierw dzięki wprowadzaniu na rynek własnych wersji popularnych innowacyjnych preparatów, wielokrotnie tańszych niż oryginały opatentowane przez międzynarodowe koncerny. Pierwszy był w 1998 r. amlozek, preparat na obniżenie ciśnienia. Później zolafren, lek na schizofrenię, i wreszcie lek na choroby płuc. Na międzynarodowych konferencjach farmaceutycznych historię amlozeku analizowano jako wzorcowy przypadek sukcesu w konkurencyjnej walce na rynku leków.

Dlatego, choć Adamed uchodzi za lidera wśród polskich firm farmaceutycznych pracujących nad innowacyjnymi preparatami, konkurencja zarzuca mu niekiedy, że w rzeczywistości jest producentem własnych wersji leków opatentowanych przez innych producentów, a na rynek nie wprowadził dotąd własnej innowacyjnej cząsteczki.

– Molekuły nowych leków były syntetyzowane w laboratoriach Adamedu, uzyskiwaliśmy na nie patenty. Obecnie prowadzimy trzy platformy badawcze nad lekami innowacyjnymi. Mamy 15 kandydatów na nowe leki. Droga do wynalezienia nowego leku jest długa i kosztowna, a my realizujemy badania własnymi środkami, korzystając dodatkowo z funduszy unijnych. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwszy, preparat przeciwcukrzycowy, pojawi się na rynku w 2018 r. – mówi Maciej Adamkiewicz.

Sny o koncernie

Gdyby udało się nam teraz kupić Polfę Warszawa, w Polsce powstałby zalążek narodowego koncernu farmaceutycznego. Nasz kraj, choć za socjalizmu zaopatrywał w leki wszystkie państwa wschodniego bloku, dziś jest bodaj jedynym państwem w Europie, które nie może się pochwalić  posiadaniem takiego podmiotu – wylicza Maciej Adamkiewicz.

To samo może powiedzieć Jerzy Starak. Już kupując Polpharmę, chciał stworzyć na jej bazie polski holding farmaceutyczny, mając zamiar kupna 35 proc. akcji Jelfy oraz niesprywatyzowanych jeszcze wówczas Polf.

Pomysł zrealizował jednak Skarb Państwa – po swojemu. Efektem był Polski Holding Farmaceutyczny złożony z trzech spółek – perełki: Polfy Warszawa, Polfy Pabianice – firmy średniej wielkości, za to ze 125-letnią tradycją, i kiepsko prosperującej Polfy Tarchomin.

Polfy, zamiast współpracować, rywalizowały ze sobą, holding nie miał nad nimi realnej władzy, a udziały spółek w rynku topniały. Tymczasem Polpharma zapowiadała inne przejęcia, ale ciągle ktoś okazywał się szybszy.

Przy Polfie Pabianice, prywatyzowanej jako pierwsza z holdingu, ubiegł go Adamed. Wcześniej Polfę Kutno upolowała izraelska Teva, pruszkowski Herbapol – niemiecki Hexal. W Rosji spółkę ICN Pharmaceuticals podkupił Starakowi Roman Abramowicz, a w Rumunii firmę Terapia – hinduski Ranbaxy. Nic nie wyszło też z zamiarów przejęcia chorwackiej Plivy.

Przerwaniem tego impasu miała być fuzja Polpharmy i węgierskiego potentata Gedeon Richter. Jej owocem miał być regionalny gigant farmaceutyczny o łącznej kapitalizacji rynkowej przekraczającej 5 mld zł. Jednak kilkadziesiąt godzin po tym, gdy polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaaprobował połączenie, strona polska przesłała węgierskiej notę o zerwaniu porozumienia. Zgodnie z decyzją międzynarodowego sądu arbitrażowego należąca do Staraka spółka Genefar, poprzez którą miała się odbyć transakcja, musi teraz zapłacić Węgrom 40 mln dol. z odsetkami.

– Jestem zwolennikiem działania bez niepotrzebnego pośpiechu, w biznesie nie ma miejsca na spontaniczność. Decyzje biznesowe zawsze podejmuję w sposób przemyślany. Życie nauczyło mnie pokory i spojrzenia na detal – mówi Starak. – Prawdą jest, że nie lubię podejmować niepotrzebnego ryzyka. Ale kto je lubi? Kieruję się intuicją, poznaję rynek i firmę, z którą negocjuję. Jeśli mi na czymś naprawdę zależy, łatwo nie odpuszczam. Dotychczas dobrze na tych kalkulacjach wychodzimy. Może właśnie dzięki temu notujemy dziś 10-proc. dynamikę sprzedaży. Za swój sukces uważam fakt, że właściwie nie mamy długów. To dla nas gwarancja stabilizacji, nawet w niepewnych czasach.

Podkreśla, że Polfa Warszawa – poprzez włączenie do grupy Polpharmy – zyskałaby między innymi możliwości sprzedaży swoich leków na wszystkich jej rynkach zagranicznych, na których sprzedaż wynosi około miliarda złotych.

– Polfa Warszawa w Grupie Adamed wzmocniłaby swoją pozycję rynkową, eksport i sprzedaż. W centrum Warszawy mógłby powstać dział badań i rozwoju nad nowymi lekami – wskazują z kolei Adamkiewiczowie. Dodają, że realizują już obietnice inwestycyjne względem pierwszej Polfy: przenieśli tam dużą część produkcji Adamedu, ponadto jesienią w Pabianicach ruszy nowa linia produkcji suplementów diety. Trwa przenoszenie do zakładu nowych technologii. Pabianicka Polfa jest już centrum dystrybucyjnym dla całej grupy.

Ten trzeci

Chyba że czarnym koniem prywatyzacji okaże się międzynarodowy koncern Actavis, który razem z dwoma polskimi firmami znalazł się na krótkiej liście inwestorów. Islandczycy chcieli kupić Plivę, przyglądali się Sanitasowi – właścicielowi Jelfy. Są zdeterminowani, bo dzięki Polfie Warszawa zyskaliby fabrykę na polskim rynku, której dotąd nie mają. A propozycje dwóch pozostałych rywali przy poprzedniej próbie sprzedaży spółki nie zyskały aprobaty resortu skarbu.

– Jeśli nie uda się nam kupić Polfy Warszawa, będziemy nadal realizować naszą strategię, umacniać pozycję na rynku krajowym, rozwijać segment leków bez recepty i suplementów diety, wzmacniać eksport i szukać innych okazji do akwizycji. Mamy już potencjalnych kandydatów w kraju i za granicą – mówi Małgorzata Adamkiewicz.

Gdyby to Polpharma odpadła z dalszego wyścigu o Polfę, będzie się koncentrować – jak dotąd – na rozwoju na rynkach Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie jej eksport rośnie w tempie 30 – 40 proc. rocznie. – W tym roku kupiliśmy pakiety kontrolne głównej firmy farmaceutycznej w Rosji, Akrihin, tureckiej spółki Cenovapharma i finalizujemy transakcję zakupu pakietu kontrolnego akcji jednej z największych firm w Centralnej Azji – mówi Jerzy Starak. – Uczestniczymy też w kilku innych akwizycjach w regionie.

Formalnie prywatyzację Polf prowadzi spółka Polski Holding Farmaceutyczny, która jest ich większościowym akcjonariuszem, ale o jej wyniku decyduje resort skarbu, właściciel PHF. Dlatego branża spekuluje, że transakcja znajdzie finał najpewniej jeszcze przed wyborami.

Jedno jest pewne – we wtorek lub środę Holding ogłosi, kto z trójki inwestorów przeszedł do dalszych negocjacji. A liczyć ma się przede wszystkim cena, co jednakowo nie podoba się żadnemu z konkurentów. Jak spekuluje rynek, może ona grubo przekroczyć 0,5 mld zł.

 

Sierpień, a zwłaszcza jego druga połowa, to dla Jerzego Staraka czas wypoczynku. Ale ten, kto sądziłby, że właściciel Polpharmy i akcjonariusz Biotonu, relaksując się teraz na jachcie albo nartach wodnych na ulubionej Sardynii, stracił z oczu dawno upatrzony cel w kraju, byłby w dużym błędzie.

– Dziś, w dobie rozwoju nowych technologii, nie ma znaczenia, gdzie przebywam. Jestem w stałym kontakcie z firmą i mam zaufanie do mojego zespołu zarządzającego – mówi „Rz".

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Nowe funkcje w aplikacji mobilnej mZUS
Ekonomia
Azoty złożyły pierwsze zawiadomienie do prokuratury
Ekonomia
Kredyt konsolidacyjny na 144 miesiące – czy warto?
Ekonomia
Nie straszmy dronami
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Putinomics według Tołstoja