Zapory wyłapują tylko zwłoki martwych ryb i zapobiegają szerzeniu się epidemii. W tej temperaturze zwłoki ulegają rozkładowi i pojawiają się różnego rodzaju pasożyty. Takie akcje trzeba podejmować, ale to nie załatwia problemu - rzeka na wielu odcinkach jest po prostu martwa. Jestem członkiem koalicji "Ratujmy Rzeki", która powstała pięć lat temu w związku z tym co dzieje się na rzekach. Należę również do międzynarodowej koalicji "Czas na Odrę", w której w skład wchodzą Czesi, Niemcy i Polacy. Te dwie koalicje po raz pierwszy wydały wspólne oświadczenie. Wiele wskazuje, że zanieczyszczenie Odry nie jest spowodowane tylko jedną przyczyną. "Rz" w ostatnim artykule przedstawiła szokujące dane na temat wylotów ścieków do dorzecza Odry, których mamy 5,8 tysiąca, z czego tylko 3,5 tysiąca ma wydane pozwolenia, reszta jest bez pozwoleń, a 282 są nielegalne. Żyjemy nad tą rzeką bez świadomości, że ciągle dopływały tam ścieki - legalne i nielegalne. Wielu ekspertów zwraca uwagę, że rzeka po prostu nie wytrzymała. Tak samo jak klimat, który nie wytrzymuje naszego dwutlenku węgla i cały czas się ociepla. Ekosystem nie wytrzymał i załamał się. Czy przyczyną były algi, czy jakieś chemikalia, to już ma mniejsze znaczenie. Musimy zmienić swój stosunek do rzek, od podejścia technicznego i robienia z nich kanałów, w kierunku proekologicznym i ograniczenia zanieczyszczeń z przemysłu.
Kto ponosi za to odpowiedzialność?
Struktura ochrony środowiska została politycznie rozszarpana przez tę władzę. Ochrona środowiska jest podzielona na różne ministerstwa. Widziałem jak bardzo to się nie trzyma kupy, gdy brałem udział w komisji sejmowej dwa dni temu. Wody Polskie, które odpowiadają za ścieki podlegają pod ministra (Marka) Gróbarczyka, ale już inne struktury związane z ochroną przyrody podlegają pod panią minister (Annę) Moskwę. Za naszych czasów woda jako zasób naturalny podlegała wyłącznie pod ministra ochrony środowiska. Wody Polskie, które zostały utworzone w sposób scentralizowany - nie działają, bo prawie 3 tysiące pozwoleń wodno-prawnych - które są w ich gestii - są nie zalegalizowane. Pojawia się pytanie ci panowie pracują? Za co biorą pieniądze? Dane na temat wylotów ścieków pochodzą od nich i pokazują całkowitą niewydolność tego systemu. Nie mówię już o 282 nielegalnych zrzutach ścieków, które natychmiast powinny być zacementowane. Jak zacementuje się odpływ, to od razu taka osoba się ujawni, ponieważ gdzieś wybiją mu te ścieki. Radykalne postępowanie w obronie rzek powinno tak działać.
Dlaczego w Polsce nie mamy skutecznego systemu ochrony rzek? To kwestia priorytetów?
Myślę, że rządzący trochę przymykali oko, bo rzeka jakoś sobie radziła. Jeśli rzeka jest duża, to ścieki się przez lata rozcieńczały. Spółka KGHM i górnictwo mają cały system dozowania "Olza", który w wypadku suszy przez dwa miesiące może magazynować solankę, żeby nie zabijać życia biologicznego. Gdy susza się kończy, to potem spuszcza się solankę do Odry. Ale susze mamy od marca i bardzo możliwe, że system nie dał rady, jeśli bufor w zbiorniku jest tylko na dwa miesiące. Jestem przekonany, że duże zakłady - jak KGHM - mają pozwolenia i określone warunki na jakich zrzucają ścieki. To na ile te firmy trzymały się tych pozwoleń i warunków powinno zostać poddane kontroli. Trudniej będzie sprawdzić nielegalne zrzuty, choć widzę, że prokuratura i Policja powoli zaczęły się za to zabierać. Miejmy nadzieję, że ta katastrofą nas czegoś nauczy i wyciągniemy z niej wnioski. Trzeba zreformować cały system ochrony środowiska i ochrony wód, to musi być w jednolitych rękach. Gdyby w 2,5 tygodnia ujawniono informacje o katastrofie w Polsce i w Niemczech, to nie zginęłoby 20 tysięcy jesiotrów - gatunku, który wyginął w Odrze, a ostatnio był przywracany przez Niemców. Fala zanieczyszczeń przeszła przez rzekę i wybiła im bezcenny narybek.
Czy to znaczy, że wcześniejsza informacja mogła spowodować wywiezienie tego narybku?