Jeszcze w styczniu nic nie zapowiadało gospodarczego szoku, jaki wywołuje epidemia koronawirusa. Polski eksport liczony w euro wyniósł w pierwszym miesiącu 2020 roku 19,3 mld euro i okazał się nawet nieznacznie wyższy (o 0,4 proc.) w porównaniu z podobnym miesiącem rok wcześniej. Ale sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Już wiadomo, że wartość zagranicznej sprzedaży polskich towarów w 2019 r. wynosząca 235,8 mld euro i wyższa o 5,5 proc. od tej z 2018 r. będzie w tym roku niemożliwa do osiągnięcia.
Czytaj także: Eksport ważniejszy niż konsumpcja
Trudniej przez granice
Do tej pory największe obawy wśród polskich eksporterów budziła perspektywa spowolnienia gospodarczego w Europie oraz potencjalne skutki brexitu. Ale wybuch epidemii sprawił, że teraz trudno o jakiekolwiek prognozy. Nie da się określić jak długo potrwają przestoje w fabrykach oraz ograniczenia w samym handlu, a także kiedy obudzi się popyt konsumpcyjny. Sytuacje pogarszają zamknięte granice i kłopoty z transportem drogowym, który jest główny sposobem dostaw produktów z Polski do zagranicznych odbiorców. Problemem stał się także import komponentów niezbędnych do produkcji, np. z Włoch lub Niemiec. – Wielu naszych dostawców ma zamknięte firmy, a bez tych materiałów nie jesteśmy w stanie produkować, może dojść do problemów z produkcją, na razie wszystko idzie zgodnie z planem – informuje Jerzy Jakiel, prezes firmy Wigal z Wielunia produkującej urządzenia galwanizerskie.
Dla wielu producentów fatalne skutki przynosi ograniczenie importu części i komponentów z Chin.