Jak oszacował wstępnie GUS, produkt krajowy brutto Polski – szeroka miara aktywności w gospodarce – wzrósł w 2023 r. realnie (tj. w cenach stałych) o 0,2 proc., po zwyżce o 5,3 proc. w 2022 r.
Nie licząc pandemicznego 2020 r., gdy PKB zmalał o 2 proc., ubiegłoroczny wynik był najniższy od 1991 r. Ale świadczy to bardziej o słabości samego wskaźnika niż gospodarki. Inne dane, które opublikował w środę GUS, pokazały, że w III kwartale 2023 r. liczba pracujących w Polsce była najwyższa w historii, o 1,1 proc. większa niż rok wcześniej, zaś stopa bezrobocia wyniosła 2,7 proc. – mniej niż kiedykolwiek wcześniej w tym punkcie roku. Mocno kontrastuje to z obrazem gospodarki pogrążonej w stagnacji, który maluje PKB.
Jedną z przyczyn tego kontrastu jest to, że PKB był w ub.r. pod wyjątkowo silnym wpływem zaburzeń o charakterze czysto statystycznym. Spadek konsumpcji w 2023 r. o 1 proc. był w dużej mierze skutkiem wysokiej bazy odniesienia sprzed roku, gdy popyt podbił napływ uchodźców z Ukrainy. Na to nałożył się jeszcze tzw. efekt przeniesienia: głęboki spadek PKB w IV kw. 2022 r. sprawił, że choć w 2023 r. aktywność ekonomiczna w Polsce konsekwentnie rosła z kwartału na kwartał, to do połowy roku była wciąż niższa niż rok wcześniej.
Dodatkowo, część ubiegłorocznego popytu w gospodarce została zaspokojona produkcją z poprzedniego roku. Wtedy firmy na potęgę budowały zapasy, aby w 2023 r. ostro je ograniczyć. Można powiedzieć, że w 2022 r. polska gospodarka urosła (o 5,3 proc.) na kredyt, który w 2023 r. był spłacany. Z tych powodów w grudniu 2022 r. przeciętnie oczekiwano, że w minionym roku PKB zwiększy się o 0,5 proc. Analitycy mocno się nie pomylili.