Rada Polityki Pieniężnej podwyższyła w środę stopę referencyjną NBP z 5,25 do 6 proc. To już dziewiąta podwyżka w trwającym od października ub.r. cyklu zacieśniania polityki pieniężnej i niemal na pewno nie ostatnia. Komunikat RPP nie daje jednak żadnych wskazówek co do dalszej ścieżki stóp procentowych.
Więcej światła powinien na nią rzucić na czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński. W maju mówił, że RPP cykl podwyżek przerwie dopiero wtedy, gdy inflacja zacznie spadać, a zmiana trendu będzie trwała. Tymczasem na razie inflacja ciągle rośnie, a szczyt w okolicy 15 proc. lub wyżej – jak obecnie przewidują ekonomiści – osiągnie między lipcem a październikiem.
W maju, jak wstępnie oszacował GUS, inflacja przyspieszyła do 13,9 proc. rok do roku z 12,4 proc. miesiąc wcześniej. „Podwyższona inflacja wynika głównie z silnego wzrostu światowych cen surowców energetycznych i rolnych – w znacznej części będącego konsekwencją rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie – oraz wcześniejszych wzrostów regulowanych krajowych taryf na energię elektryczną, gaz ziemny i energię cieplną. Inflacja jest także podwyższana przez efekty zaburzeń w globalnych łańcuchach dostaw i wysokie koszty transportu w handlu międzynarodowym” – wyjaśniła w środowym komunikacie RPP. Przyznała jednak, że „wzrostowi cen w Polsce sprzyja utrzymujący się wysoki popyt pozwalający przenosić przedsiębiorstwom wzrost kosztów na ceny finalne”.
Na to, że inflacja nad Wisłą nie jest tylko wynikiem zewnętrznych szoków, ale też czynników krajowych, RPP zwraca uwagę już od kilku miesięcy. W czerwcu jednak wyraźniej zasugerowała, że możemy mieć do czynienia ze spiralą płacowo-cenową, w ramach której szybki wzrost płac powoduje, że firmy mogą podnosić ceny swoich towarów i usług bez obaw, że ograniczy to mocno popyt.