W środę Rada Polityki Pieniężnej niespodziewanie podwyższyła stopy procentowe aż o 1 pkt proc. Była to już jej siódma podwyżka z rzędu, a zarazem największa od 2000 r. Teraz główna stopa referencyjna będzie wynosić 4,5 proc. i jest to poziom niewidziany od 2012 r.
Choć ruch RPP wydaje się radykalny, to niemal z pewnością nie wyznacza końca cyklu zacieśniania polityki pieniężnej. Bo walka z inflacją w Polsce zaczyna przypominać walkę z wiatrakami. – Sytuacja zmienia się dynamicznie, ciągle niestety dochodzą nowe elementy, które wzmacniają wzrost cen – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Dodaje, że musimy mierzyć się z dodatkowymi szokami na trzech ważnych dla poziomu cen rynkach: energii, żywności i metali (w efekcie wojny w Ukrainie). – Już dzisiaj widać też mocne efekty drugiej rundy – zaznacza Benecki. Oznacza to, że wcześniejszy wzrost cen surowców, paliw i innych towarów na światowych rynkach przekłada się na ceny wszystkich innych produktów i usług.
– W walce z inflacją nie pomaga też ekspansywna polityka fiskalna rządu – zauważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. – Wiele elementów rządowych programów, takich jak 13. i 14. emerytura, tarcza antyinflacyjna, obniżka podatków w efekcie Polskiego Ładu, owszem łagodzi skutki nadmiernego wzrostu cen i wzmacnia dochody gospodarstw domowych. Ale jednocześnie przyczynia się do tego, że trudno ograniczyć popyt konsumpcyjny. A przecież taki jest główny cel podwyżki stóp procentowych – podkreśla.
Pytanie, do jakiego poziomu wzrosną stopy procentowe w Polsce? Ekonomiści z ING Banku Śląskiego prognozują, że dojdą do nawet 7,5 proc. w 2023 r., ale to jeden z bardziej pesymistycznych scenariuszy. Większość ekonomistów podtrzymuje swoje oczekiwania, że cykl podwyżek zakończy się, gdy stopa ta osiągnie 5,5 proc.