Jak podał w piątek GUS, produkcja sprzedana przemysłu w styczniu wzrosła realnie (czyli w cenach stałych) o 19,2 proc. rok do roku, po zwyżce o 16,7 proc. w grudniu. Ankietowani przez „Rzeczpospolita” ekonomiści przeciętnie spodziewali się wyniku na poziomie 14,3 proc. Był to już piąty miesiąc z rzędu, gdy tempo rozwoju przemysłu wyraźnie przebiło oczekiwania.
Szybciej niż w styczniu produkcja rosła po raz ostatni w kwietniu i maju 2021 r., ale był to efekt niskiej bazy odniesienia z wiosny 2020 r., gdy przemysł sparaliżowały pierwsze antyepidemiczne restrykcje. Pomijając ten epizod, produkcja w styczniu wzrosła najbardziej od kwietnia 2004 r.
O doskonałej koniunkturze w polskim przemyśle na początku 2022 r. świadczy też to, że produkcja oczyszczona z wpływu czynników sezonowych wzrosła aż o 4,2 proc. w stosunku do grudnia. To jeden z największych miesięcznych skoków produkcji w historii.
Czytaj więcej
Aktywność w polskiej gospodarce zwiększyła się w 2021 r. o 5,7 proc. – oszacował wstępnie GUS. To oznacza, że w samym IV kwartale wzrosła o około 7 proc. rok do roku.
Niektóre z sił, które stoją za tak dobrymi wynikami polskiego przemysłu, wyglądają na przejściowe. Jak tłumaczy Karol Pogorzelski, ekonomista z banku Pekao, wzrost produkcji już od wielu miesięcy napędza kumulacja zapasów przez firmy. - Produkcja rośnie dużo szybciej od wieloletniego trendu sprzed pandemii, co jest najprawdopodobniej zasługą budowania zapasów przez firmy, które sparzyły się w trakcie pandemii na logistyce „just in time” i przestawiły się na „just in case”. Ten czynnik działa jednak tylko przejściowo – w końcu zabraknie potrzeby i powierzchni magazynowej do dalszego zwiększania zapasów – ocenia Pogorzelski.