W swojej książce „Sztuka budowania pokoju" o misji w Iraku zwracam uwagę, że wojsko nie ma kompetencji policyjnych, i tych ról nie należy mieszać. Misje stabilizacyjne, interwencje w takich konfliktach powinni realizować funkcjonariusze Straży Granicznej przy wsparciu policji. Rola wojska jest inna.
Czy analizując stosunek niektórych demonstrantów do funkcjonariuszy i żołnierzy, możemy powiedzieć, że mamy sytuację analogiczną do tej z lat 60. ubiegłego wieku w USA, gdy obrazki okrucieństwa podczas wojny wietnamskiej przekładały się na wrogie zachowania wobec konkretnych żołnierzy? Sowieci na takim obrazie wojny zyskiwali, o ich okrucieństwie nie mówiono, bo i kto miał to robić, gdy po ich stronie muru nie było wolnych mediów.
Na szczęście jeszcze sytuacja tak nie wygląda, chociaż żołnierze słyszą już, że „są sługusami PiS". Mimo to wielu z nich zachowuje apolityczność i stara się uczciwie wykonywać swoje obowiązki. Społeczeństwo nie jest aż tak zradykalizowane, jak to obserwujemy np. na Twitterze, i jak chciałoby je widzieć część polityków. Wierzę w to, że społeczeństwo lepiej rozumie złożoność tej sytuacji, niż nam się wydaje. Podam przykład. W czasie kampanii wyborczej na urząd prezydenta Rzeszowa Grzegorz Braun w zdecydowany sposób demonstrował niechęć do szczepień i noszenia maseczek, ciągle prowokując utarczki z policjantami, które nagrywali jego współpracownicy i zamieszczali filmy w internecie. Można było jednak odnieść wrażenie, że większość publiczności stawała po stronie funkcjonariuszy. Zresztą przełożyło się to potem na wynik wyborczy Brauna. Zatem uderzanie w służby mundurowe, próby szargania ich wizerunku mogą przynieść politykom efekt odwrotny do zamierzonego. Warto apelować o wyłączenie służb mundurowych z bieżącej walki politycznej. Przykład z Australii: gdy po swoim wystąpieniu na temat sytuacji w wojsku minister obrony przeszedł do tematów czysto politycznych, podszedł do niego oficer i powiedział, że żołnierze teraz muszą opuścić scenę, aby nie kojarzono ich z bieżącą polityką. Minister wyraził na to zgodę.
Wyobraża sobie pan taką sytuację w Polsce?
Jestem przekonany, że niektórzy oficerowie byliby gotowi na taki gest. Znam wielu, którzy podkreślają swoją apolityczność, źle patrzą na wikłanie wojska w politykę. Dla nich nie jest ważne, kto rządzi, istotna jest realizacja misji wzmacniania Sił Zbrojnych.
Ale dzisiaj groźniejsza chyba jest gra białoruskich i rosyjskich służb, dla których fotografia uchodźcy przed drutem kolczastym na polskiej granicy ma dehumanizować polskich funkcjonariuszy i żołnierzy?
Zdecydowanie. Dlatego przedłużanie sporu w Usnarzu Górnym działa z każdą godziną na naszą niekorzyść. Niepotrzebna jest dalsza eskalacja konfliktu. Kim dla Łukaszenki są Irakijczycy, Afgańczycy, gdy w sposób bezwzględny traktuje on swoich obywateli? Teraz my powinniśmy przejąć inicjatywę.
W jaki sposób?
Przyjąć tych 30 cudzoziemców i wzmocnić ochronę granicy, aby do podobnych sytuacji nie dochodziło, i ostatecznie zamknąć ten temat. Istnieją głosy, że za tą grupką pójdą setki lub tysiące kolejnych uchodźców, że to jest tylko test naszej odporności, i trzeba brać to pod uwagę, ale po rozładowaniu bieżącego kryzysu mielibyśmy czas na podjęcie stosownych działań, aby się do takich sytuacji przygotować. Może warto byłoby zwołać Radę Bezpieczeństwa Narodowego, szczególnie w obliczu ćwiczeń Zapad.
Ale dzisiaj obserwujemy z powodu tej grupy cudzoziemców rozedrganie sceny politycznej, jeszcze większą polaryzację nastrojów społecznych.
To może działać na korzyść partii rządzącej, która przyzwyczaiła nas już do tego, że na konfliktach budowała swoje poparcie. I dzisiaj też wokół tego tematu prowadzi spór z opozycją. Tyle że w ostateczności wizerunkowo traci na tym Polska. Łukaszenko pokazuje, jaki jest – w swoim mniemaniu twardy, chociaż jego dzisiejsza siła sprowadza się w istocie do tego, że za plecami ma silnego wujaszka Putina, a Białoruś w zasadzie staje się rosyjską prowincją.
Rozmówca:
Dr Maciej Milczanowski
Były oficer Wojska Polskiego, służył w sztabie 21. Brygady Strzelców Podhalańskich w Rzeszowie, uczestniczył w misjach ONZ na Wzgórzach Golan oraz Sił Koalicji w Iraku. Z wykształcenia historyk i politolog – ukończył Akademię Obrony Narodowej i studia doktoranckie na Uniwersytecie Jagiellońskim, był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i koordynatorem Centrum Rozwiązywania Konfliktów prof. Zimbardo. Jest pracownikiem naukowym Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego