Tak gorąco na rynku mieszkaniowym w wolnej Polsce jeszcze nie było. Według szacunków GUS w marcu deweloperzy ustanowili nowy rekord, ruszając z budową 17,8 tys. mieszkań, o 59 proc. więcej niż rok wcześniej – to jednocześnie nowy miesięczny rekord (po wrześniu 2020 r.). W całym I kwartale liczba lokali w uruchomionych projektach wyniosła nieco ponad 40 tys., o 26 proc. więcej rok do roku – a bazą jest przecież ostatni wolny od wpływu pandemii kwartał.
Czytaj także: Głód ziemi będzie windować ceny mieszkań
Zmiana struktury
Czerwoną wyspą na deweloperskim rynku jest Warszawa, gdzie liczba mieszkań w nowych projektach w I kwartale br. skurczyła się dramatycznie, o 37 proc., do zaledwie 2,6 tys. To efekt gigantycznych problemów z uzyskiwaniem pozwoleń na budowę i kurczącymi się zasobami gruntów pod szybką zabudowę. Również w Łodzi statystyka poszła w dół o 14 proc., do 1,3 tys. lokali. Pozostałe aglomeracje „wielkiej szóstki": Kraków, Wrocław, Poznań i Trójmiasto (z wiodącym udziałem Gdańska), zanotowały solidne dwu, a nawet trzycyfrowe wzrosty. Do miast, gdzie buduje się ponad 1 tys. lokali kwartalnie, wskoczyły Lublin, Szczecin, Katowice i Rzeszów. W wielu mniejszych miejscowościach można mówić wręcz o eksplozji podaży i skokowym wzroście deweloperskiej oferty (patrz infografika).
A jak wygląda przyszłość? Obejmowanie mieszkaniowym boomem mniejszych ośrodków widać też w statystykach pozwoleń na budowę. W marcu deweloperzy dostali zielone światło na stawianie 23,3 tys. mieszkań, o 68 proc. więcej rok do roku – to drugi wynik w historii po grudniowym. Większa aktywność firm w ostatnich miesiącach to w dużej mierze efekt wchodzących od 1 stycznia 2021 r. surowszych przepisów w zakresie efektywności energetycznej budynków. Kto tylko mógł, składał papiery przed końcem 2020 r., by móc budować na starych zasadach – stąd obecny wysyp statystyk.