W II kwartale łączna sprzedaż 16 deweloperów związanych z rynkiem kapitałowym wyniosła prawie 4 tys. lokali. Firmy nie mają spójnego systemu raportowania, ale można uznać, że w większości chodzi o umowy deweloperskie netto (nowe minus zerwane). W zestawieniu brakuje dużego gracza, firmy Robyg, która do zamknięcia tego wydania „Rz" nie opublikowała rezultatów.
Wynik za dotknięte pandemią miesiące kwiecień–czerwiec jest o ponad 26 proc. niższy rok do roku i 25 proc. względem I kwartału br. Poza Murapolem nikt nie oparł się spadkom. Murapol tłumaczy swoje wyniki agresywnym marketingiem.
Szok i powroty
Tąpnięcie sprzedaży było spodziewane: ogłoszenie w połowie marca stanu zagrożenia epidemicznego zamknęło Polaków w domach i ograniczyło funkcjonowanie biur sprzedaży deweloperów. Co prawda przedsiębiorstwa umożliwiły zdalne zawieranie umów rezerwacyjnych, jednak zakup mieszkania to konieczność podpisania umowy u notariusza. Spółki wskazują w komentarzach, że po pierwszym szoku z przełomu marca i kwietnia klienci zaczynają wracać. Od maja w reżimie sanitarnym pracują stacjonarne biura sprzedaży.
– Jeśli chodzi o wyniki deweloperów za II kwartał, pozytywnym zaskoczeniem jest to, że łączny spadek sprzedaży rok do roku jest mniejszy niż mogłoby wynikać, biorąc pod uwagę okres lockdownu – komentuje Bartosz Turek, główny analityk w firmie HRE Investments. – W negatywnym scenariuszu należałoby się więc spodziewać spadku sprzedaży rzędu nawet 40–50 proc. Nic takiego się nie stało. Co więcej, faktycznie odnotowany spadek wpisuje się raczej w najbardziej optymistyczne scenariusze dla rynku. Dane te są kolejnymi – obok braku przecen mieszkań i odżywania rynku kredytowego – które sugerują, że popyt na nieruchomości w obliczu niemal zerowych stóp procentowych, utrzymuje się na całkiem wysokim poziomie – wskazuje.