Są w USA obszary, gdzie aktywność w sektorze małych spółek mocno odbiła się od kwietnia i takie, gdzie ożywienia prawie nie było. Na przykład, o ile w San Francisco było w końcówce września otwartych o 44,4 proc. mniej małych biznesów niż w styczniu, o tyle w mieście Omaha, biznesowym centrum Nebraski, było ich mniej tylko o 12,3 proc.
Bardzo mocno dotknięte kryzysem towarzyszącym pandemii zostały miasta, w których jest silnie obecny sektor IT. Spółki z tej branży bardzo szybko przestawiły się na pracę zdalną i nie wróciły do trybu pracy sprzed pandemii. To uderzyło w tysiące restauracji, barów i sklepów obsługujących dotychczas „zagłębia IT". W Waszyngtonie, gdzie bardzo dużą część zatrudnionych stanowią urzędnicy federalni, spadek ten sięgnął 38,4 proc., czyli był większy niż np. w Nowym Jorku (-21,6 proc.), mieście najmocniej doświadczonym pandemią. Kiepsko radzą sobie też małe biznesy z miast zależnych od turystyki, takich jak: Nowy Orlean (-44,4 proc.) czy Honolulu (-27,9 proc.).
O ile w sierpniu zatrudnienie osób zarabiających powyżej 60 tys. dol. rocznie było w całych Stanach Zjednoczonych tylko o 1 proc. niższe niż w styczniu, o tyle w przypadku osób o niskich dochodach (do 27 tys. dol. rocznie) było ono mniejsze o 17,5 proc. W kilku kluczowych dla wyniku wyborów prezydenckich stanach spadek zatrudnienia w mniej płatnych zawodach był mniejszy niż ogólnokrajowa średnia. Było tak m.in.: w Ohio (-11,2 proc.), w Wisconsin (-12,2 proc.) czy na Florydzie (-13,8 proc.).