Z codziennych statystyk Ministerstwa Zdrowia wynika, że w okresie od 1 sierpnia do 1 września tego roku liczba zmarłych, u których stwierdzono koronawirusa (i w przeważającej większości choroby współistniejące) zwiększyła się z 1721 do 2058, czyli o 337.
Sporo, ale to niespełna 1 proc. wszystkich stwierdzonych w tym czasie zgonów, których było rekordowo dużo. Co prawa w tym roku jeszcze więcej osób zmarło w styczniu (gdy mieliśmy falę bagatelizowanej teraz grypy) i w marcu, ale na tle poprzednich lat tegoroczny sierpień jest rekordowy.
Przyczyniły się do tego m.in. śmiertelne ofiary wypadków drogowych, które zebrały niewiele mniejsze żniwo niż koronawirus - w sierpniu na drogach zginęły 204 osoby. Rannych –często ciężko, ze skutkami na całe życie – było dziesięciokrotnie więcej, prawie 3 tys.
Do tego doszło aż sierpniowych 105 utonięć. Łącznie- według statystyk policji- od początku czerwca do końca sierpnia utonęły w Polsce 253 osoby.
Kolejnym tropem do wyjaśnienia sierpniowego rekordu może być komentarz dr Pawła Basiukiewicza, kardiologa i specjalisty chorób wewnętrznych ze Szpitala Zachodniego w Grodzisku Mazowieckim, w niedawnej rozmowie w Telewizji Polsat. Poinformował, że w czasie pandemii trzykrotnie wzrosła w Polsce umieralność na zawały serca.