– Każdy w naszej branży chciałby wrócić do sytuacji sprzed pandemii – twierdzi Witold Skrzydlewski, właściciel jednej z największych firm pogrzebowych w Polsce, w której skład wchodzi 11 zakładów pogrzebowych i dwa krematoria. Od kilku tygodni ledwie nadążają one z realizacją zamówień, które zwiększył gwałtowny wzrost liczby zgonów w październiku i w pierwszych tygodniach listopada. Przedstawiciele branży pogrzebowej zgodnie twierdzą, że to widoczny efekt zapaści w służbie zdrowia, którą jeszcze pogłębiła pandemia.
Czytaj także: Efekt koronawirusa. Pogrzeby trafiają do internetu
Szybko i oszczędnie
Jak jednak ocenia Robert Czyżak, prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej i właściciel domu pogrzebowego Apokalipsa, pomimo gwałtownego wzrostu liczby pochówków w październiku i w pierwszej połowie listopada przychody branży będą w tym roku na podobnym poziomie jak w 2019 r., a rentowność może nawet spaść. Obniża ją bowiem wzrost kosztów dezynfekcji, wynikający zarówno z rygorów sanitarnych, jak i wyższych cen. – Ceny rękawiczek i środków do dezynfekcji poszły w górę o 400–500 proc. – zaznacza Czyżak. Potwierdza to Witold Skrzydlewski: jego firma tygodniowo wydaje teraz na dezynfekcję po 20 tys. zł, tyle, ile wcześniej na miesiąc.
Podczas gdy koszty zakładów pogrzebowych poszły w czasie pandemii w górę, to średnie wydatki na pochówki nie wzrosły. Zdaniem Roberta Czyżaka pogrzeby organizowane w czasie pandemii są uboższe, szczególnie w przypadku osób zmarłych na Covid-19, których w obecnym reżimie sanitarnym nie można ani przygotować, ani ubrać do trumny. W dodatku zamknięcie gastronomii sprawiło, że nie organizuje się konsolacji, zaś ograniczenia dotyczące dystansu, a także lęk przed zakażeniami, powodują, że w uroczystościach pogrzebowych uczestniczy mniej osób. Spadają więc wydatki na kwiaty i znicze.