Coraz częściej słyszymy, że kluczowe inwestycje energetyczne w Polsce będą potrzebować zwiększonych nakładów inwestycyjnych, niż to szacowano jeszcze na początku ich realizacji. Co jest tego przyczyną?
Musimy pamiętać, że znaczna część obecnie realizowanych projektów została rozpoczęta przed wojną w Ukrainie, przed pandemią, a więc w czasie stosunkowo niskiej inflacji. Warunki cenowe znacząco się zmieniły, co w naturalny sposób przekłada się na wzrost kosztów realizowalnych inwestycji. Wcześniej zakładane inwestycje miały zupełnie inne budżety. Inwestor i dostawca mają obecnie ten sam problem. Coraz częściej słyszymy o formułach indeksacyjnych, a więc wskazaniach w kontrakcie konieczności zwiększenia nakładów w sytuacji rosnącej inflacji. Jako wykonawca zdajemy sobie sprawę, że w czasie inwestycji trwającej trzy–cztery lata, zmiany warunków makroekonomicznych mogą doprowadzić do sytuacji, w której inwestycja będzie trwale nierentowna. Stąd klauzule zabezpieczające.
Czy podobnie jest w przypadku projektu w Rybniku? Siemens Energy wraz z Polimeksem Mostostal wygrał tam przetarg na budowę bloku gazowego o mocy blisko 900 MW.
Jako Siemens Energy jesteśmy wyłącznie dostawcą technologii. Wszelkie prace budowlane są po stronie naszego konsorcjanta, firmy Polimex Mostostal. Projekt w Rybniku realizowany na zlecenie PGE jest też znacznie większym wyzwaniem niż dotychczas realizowane w Polsce gazowe inwestycje…
Na czym to wyzwanie polega?
Sprawność tej jednostki, którą dostarczy Siemens Energy, wynosi 64 proc. To zdecydowanie najwyższa sprawność spośród obecnie realizowanych projektów. Jest to najnowsza technologia, której w Polsce dotychczas nie stosowaliśmy. To jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązanie od tego, które zastosowaliśmy w bloku gazowym w Płocku. Projekt w Rybniku jest bardzo dobrze przemyślany i oszacowany, a ryzyka ograniczone do minimum, chociażby te dotyczące transportu czy łańcucha dostaw. Koszt dostawy naszej technologii jest niższy od cen europejskich, co wynika z faktu, że podczas budowy turbin gazowych będziemy korzystać z polskiego łańcucha dostaw. Mamy jednak szereg ryzyk zewnętrznych, światowych, które oczywiście mogą się pojawić i mieć wpływ na finalną realizację.
Na przykład?
Inflacja, która może się jeszcze pogłębić, a sytuacja makroekonomiczna jest ciągle niepewna. Mamy na horyzoncie możliwą wojnę walutową. Nadal trwa wojna w Ukrainie. Sytuacja sprzed pandemii nie powróci i będziemy działać w świecie ciągłych zmian. W świetle transformacji energetycznej to oznacza, że ten proces będzie droższy, niż nam się wydawało jeszcze w 2019 r. Ale jednocześnie oznacza to, że za kolejnych kilka lat ten proces może okazać się jeszcze droższy.
Polska energetyka w kilkunastu procentach będzie opierać się na gazie jako stabilizatorze dostaw energii. W Europie jednak od tej technologii już się odchodzi.
Zarówno w Polsce, jak i w Europie gaz jest podstawą transformacji energetycznej. Dla przykładu Hiszpania i Niemcy, zanim mocno zainwestowały w OZE, wybudowały moce do produkcji energii elektrycznej w oparciu o gaz. Wielka Brytania nie zrobiła tego, zwiększając jednocześnie rozwój OZE i w efekcie pojawiły się tam ryzyka związane z dostawą energii elektrycznej. Nie ma obecnie innej ścieżki rozwoju OZE niż poprzez rozwój energetyki gazowej, przynajmniej w średnim terminie. Musimy także pamiętać, że nasze turbiny, które działają w Polsce lub będą za chwilę działać, są przygotowane do spalania w odpowiednich proporcjach także wodoru.