Prawie 300 tys. zachorowań na grypę, wzmożona liczba zakażeń wirusem RSV (szczególnie groźnym dla niemowląt i małych dzieci) oraz czający się wciąż Covid-19 – to wszystko sprawiło, że w ostatnich dniach wielu Polaków zetknęło się z problemem, który narasta już od lat. Chodzi o apteki pełniące dyżury nocne i świąteczne. Ich liczba wciąż spada, bo dyżur wiąże się ze sporymi kosztami, których nie rekompensują zyski ze sprzedaży medykamentów w nocy i dni świąteczne.
Czytaj więcej
Nowelizacja ustawy refundacyjnej zawiera rozwiązania, dzięki którym apteki dostaną dodatkowe pieniądze za pełnienie dyżurów nocami i w święta. Teraz ich brakuje, a pacjenci tkwią w długich kolejkach. Czy to rozwiąże problem?
Godziny w kolejkach
– W drugi dzień świąt w jednej z aptek dyżurujących w centrum Warszawy było tak wielu klientów, że po ponad godzinie czekania okazało się, że na swoją kolej będę musiała poczekać jeszcze drugie tyle. Dlatego zrezygnowałam – opowiada jedna z czytelniczek „Rzeczpospolitej”. – Chciałam wykupić leki dla bliskiej osoby, która w święta zaczęła mieć objawy typowe dla grypy. Bałam się, że jeśli spędzę jeszcze trochę czasu wśród osób, z których spora część wyglądała na chore, ja też się rozchoruję – tłumaczy nasza czytelniczka.
Inny sygnał dotarł do nas z województwa łódzkiego od osoby, która odbyła „wycieczkę” po okolicznych dyżurnych aptekach. Dopiero w trzeciej kolejka była na tyle mała, że na wykupienie leków trzeba było odczekać tylko kilkanaście minut, a nie dużo dłużej.
Problem z dostępem do aptek dyżurnych, z którym mieszkańcy większych miast mogą się zetknąć przy kolejnych większych falach zachorowań, to już niemal codzienność dla osób mieszkających w mniejszych miejscowościach. Bernadeta Skóbel ze Związku Powiatów Polskich zwraca uwagę, że jest sporo powiatów, w których nie ma ani jednej dyżurnej apteki. Ich wyznaczenie leży w gestii samorządów. Nie mają one jednak żadnych narzędzi, by ten obowiązek od aptek wyegzekwować.