Dochodowy lokal gastronomiczny, kompleks restauracyjno-hotelowy, klub muzyczny, pasaż handlowy wraz z najemcami – takich ogłoszeń o biznesach wystawionych na sprzedaż na różnych portalach inwestycyjnych jest już całe zatrzęsienie.
Można spotkać zarówno oferty stosunkowo tanie, dotyczące odstąpienia praw np. do najmu lokalu, jak i oferty opiewające na kilka czy kilkanaście milionów złotych. Przykładowo do wzięcia za 3,5 mln zł jest obiekt sportowo-rekreacyjny w Wielkopolsce (w tym korty, basen, kawiarnia, baza noclegowa itp.), a za 22 mln zł nieruchomość na Mazowszu, na terenie której znajdują się dwa hotele, kompleks handlowy czy parking dla TIR-ów.
Czytaj także: Biznes boi się kolejnego lockdownu
Dramatyczne wybory
– Takich ofert i zgłoszeń do naszej kancelarii jest nawet trzy razy więcej niż na początku 2020 r. – ocenia Grzegorz Andrzejewski z Kancelarii Doradztwa Gospodarczego PB Akord. To niewątpliwie pokłosie kryzysu pandemicznego. Dla branży hotelarsko-gastronomicznej cały 2020 r. był bardzo trudny, trzymiesięczny lockdown (od jesieni) i brak adekwatnej pomocy z tarczy antykryzysowej postawił wiele firm przed faktem zerowych przychodów. Gwoździem do trumny mogą okazać się słabe perspektywy szybkiego wyjścia z pandemii zarówno w Polsce, jak i na świecie. A to zmusza przedsiębiorców do dramatycznych wyborów.
– Szanse na poprawę naszej sytuacji są niewielkie, kryzys może potrwać wiele miesięcy. Co robić? Wpompować w firmę wszystkie oszczędności, rozsprzedać majątek firmowy, by ratować chociaż część biznesu, czy może sprzedać wszystko, co budowaliśmy od 20 lat – zastanawia się pan Krzysztof, właściciel małego baru w Warszawie.