Na globalnych rynkach odczuwalny był w czwartek umiarkowany optymizm. Niemal wszystkie europejskie indeksy giełdowe zyskiwały po południu, niektóre po ponad 1 proc. Sesja w USA zaczęła się od zwyżek. Nasdaq Composite zyskiwał na jej początku 2,1 proc., po tym jak dzień wcześniej wzrósł o 2 proc.
Słabł za to dolar. Za 1 dol. płacono w ciągu czwartkowej sesji nawet poniżej 4,27 zł. Kurs zszedł więc do poziomu z czerwca. 1 euro kosztowało już natomiast powyżej 1,10 dol., co oznaczało powrót kursu na poziom z końcówki marca zeszłego roku. Dobre nastroje na rynkach były m.in. skutkiem tego, że amerykański Fed (który w środę wieczorem podniósł główną stopę procentową o 25 pkt baz., do przedziału 4,5–4,75 proc.) nie zgotował inwestorom żadnej „jastrzębiej” niespodzianki.
Procesy dezinflacyjne
– Mamy więcej pracy do zrobienia. O ile ostatnie zdarzenia wyglądają zachęcająco, o tyle potrzebujemy znacząco więcej dowodów, by być pewnym, że inflacja jest trwale na ścieżce spadkowej – powiedział Jerome Powell, prezes Fedu, na konferencji po środowym posiedzeniu banku centralnego. Zapowiedział, że prawdopodobnie będą potrzebne jeszcze co najmniej dwie podwyżki stóp w tym roku. Wykluczył też ich obniżkę przed końcem 2023 r. Mimo to rynek odebrał jego wystąpienie jako dosyć „gołębie”. Dobrze przyjęto zwłaszcza jego słowa o tym, że widzi on rozpoczynające się procesy dezinflacyjne.
– O ile podczas wystąpienia w grudniu ani razu nie użył słowa „dezinflacja”, o tyle teraz padło ono kilkanaście razy, co może oznaczać, że decydenci zaczynają być bardziej pewni tego, że obserwowany spadek inflacji zaczyna być procesem stałym. Stąd prosta droga do uzasadnienia wyhamowania tempa podwyżek stóp, a za kilka miesięcy nawet ich obniżenia – wskazuje Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.