Rada Polityki Pieniężnej podniesie główną stopę procentową NBP o 0,75 pkt proc., do 6,75 proc., przybliżając się do końca cyklu podwyżek – takie są przeciętnie oczekiwania ekonomistów przed czwartkowym posiedzeniem RPP. Do jednomyślności w tej sprawie jest jednak daleko. Część analityków spodziewa się podwyżki o 0,50 pkt proc., inni zaś o 1 pkt proc. Co więcej, te prognozy zbieraliśmy pod koniec czerwca. Od tego czasu okoliczności, w jakich przyszło Radzie obradować, jeszcze się skomplikowały.
– tyle w ocenie większości ekonomistów będzie wynosiła od piątku główna stopa NBP
Na początku lipca PMI – ankietowy wskaźnik koniunktury w polskim przemyśle – pokazało, że w tym sektorze rozpoczęła się recesja. To zwiastun hamowania całej gospodarki. Jednocześnie jednak GUS podał wstępnie, że w czerwcu ponownie mocno przyspieszyła inflacja, sięgając 15,6 proc. rok do roku. Kolejne dni przyniosły dodatkowo wyraźne osłabienie złotego. W środę za euro było trzeba chwilowo zapłacić ponad 4,80 zł, najwięcej od marca, gdy polska waluta słabła po ataku Rosji na Ukrainę. Dolar kosztował nawet ponad 4,71 zł, najwięcej od 22 lat. Deprecjacja złotego oznacza, że nie działa jeden z kluczowych kanałów oddziaływania polityki pieniężnej na gospodarkę.
Ucieczka od euro
Osłabienie złotego część analityków wiązała początkowo właśnie z danymi z polskiej gospodarki. Ich konsekwencją była bowiem lekka korekta rynkowych oczekiwań co do dalszej ścieżki stóp procentowych. Wydawało się, że RPP zacznie w większym stopniu koncentrować się na kondycji gospodarki niż na walce z inflacją.