„Sprawy związane z Tajwanem należy załatwiać prawidłowo i rozważnie" – oświadczyło chińskie ministerstwo spraw zagranicznych na wieść o rejsie USS Theodore Roosevelt.
Ale najnowsza seria wojskowych demonstracji Waszyngtonu i Pekinu zaczęła się od lotu dwóch grup chińskich samolotów nad Cieśniną Tajwańską w tzw. strefie identyfikacji tajwańskiej obrony przeciwlotniczej. Każdorazowe wykrycie chińskich maszyn zmusza Tajpej do wysyłania własnych myśliwców na spotkanie. A w trzecim dniu urzędowania prezydenta Joe Bidena nad Cieśniną krążyło osiem chińskich bombowców strategicznych osłanianych przez pięć myśliwców.
„Loty to część zaplanowanych z dawna ćwiczeń wojskowych, a nie sygnał dla Waszyngtonu" – zapewniło anglojęzyczne, chińskie wydanie „Global Times". „To jest kontynuacja rutynowych operacji" – odpowiedziało natychmiast dowództwo amerykańskiej floty na temat rejsu swego lotniskowca.
Atmosfera wokół wyspy gęstniała już od dawna. Prezydent Trump wsparł mocno Tajpej w ramach swej walki z Pekinem. Po raz pierwszy od 30 lat Waszyngton sprzedał wyspie najnowszą broń, w tym myśliwce F-16 – te same, które wystartowały na spotkanie chińskich bombowców.
Dzień po inauguracji obecnej administracji Pekin ogłosił sankcje na ustępującego sekretarza stanu Mike'a Pompeo i 27 wyższych rangą urzędników z Waszyngtonu. Nowi zaś zaczęli sugerować, że „znaczna część elementów polityki wobec Chin (poprzedników – przyp. red.) będzie utrzymana". Na pewno będą szukali współpracy w sprawie polityki klimatycznej, nie wiadomo jednak, co ze wzajemnym handlem, który mocno ucierpiał od sankcji i ceł wprowadzonych przez Trumpa.