Na razie rozgrzał się do tego stopnia, że ambasador Rosji w Ankarze Aleksiej Jerchow poskarżył się rządowym mediom rosyjskim, że tureccy internauci grożą mu się śmiercią. „Pożegnaj się z życiem” i „Nikt nie będzie po tobie płakał” piszą. Internauci piszą różne rzeczy, ale kontekst zmusza do poważnego traktowania: poprzednik Jerchowa, Andrej Karłow, został zastrzelony trzy lata temu, gdy przyszedł zwiedzać wystawę w Ankarze.
Emocje rozpaliły się w środę, gdy prezydent Recep Erdogan, oskarżył Rosję, że atakuje cywilów w Syrii i cynicznie sprawdza, na ile może sobie pozwolić wobec Turcji. Rosjanie (i Irańczycy) wspierają Baszara Asada, który od kilku tygodni, z widocznymi sukcesami, próbuje odbić ostatni spory fragment Syrii, kontrolowany przez rebeliantów (głównie radykałów islamskich, w tym terrorystów). Chodzi o Idlib, prowincję na północnym-zachodzie wcinającą się w terytorium Turcji.
Turcja na mocy porozumienia z Rosją i Iranem z 2018 roku kontroluje sytuację w Idlibie, ma tam swoich żołnierzy i współpracuje z miejscowymi milicjami. Kilkunastu tureckiech żołnierzy w ostatnich dniach zginęło, i to był pierwszy powód antyrosyjskiego i antybaszarowego wystąpienia Erdogana na środowym spotkaniu polityków jego partii AKP. Zginie jeszcze jeden, to Asad tego gorzko pożałuje, groził turecki prezydent.
Drugim jest doprowadzenie do ucieczki setek tysięcy Syryjczyków z terenów, gdzie toczą się walki.
Tych uciekinierów jest już 700 tysięcy, napierają na turecką granicę.