Rok temu stadnina obchodziła 200 lecie swojego istnienia. Tak, jak co roku na słynną aukcję Pride of Poland zjechali się goście z całego świata, kupcy, hodowcy i miłośnicy tych pięknych zwierząt. Burzliwe dzieje janowskich koni nie zawsze były jednak łatwe, podobnie jak nasza narodowa historia.
Nieudana ewakuacja
To miejsce, w którym na każdym kroku czuje się historię. Wizytówką stadniny jest Stajnia Zegarowa, której nazwa pochodzi od czasomierza znajdującego się na elewacji. Zaprojektował ją, podobnie jak główną stajnię zwaną „Czołową” słynny architekt Henryk Marconi, który jest również autorem Hotelu Europejskiego w Warszawie.
Stadnina w Janowie Podlaskim była pierwszą państwową hodowlą koni na ziemiach polskich. Założona w 1817 roku przez Radę Administracyjną Królestwa Polskiego miała odbudować pogłowie koni czystej krwi utraconych w wojnach napoleońskich.Do powstania styczniowego kierownictwo stadniny znajdowało się w polskich rękach. Potem aż do wybuchu pierwszej wojny światowej nadzór nad nią sprawowali carscy urzędnicy. W 1914 roku konie zostały ewakuowane w głąb Rosji i już nigdy nie powróciły.
Po odzyskaniu niepodległości nowy dyrektor stadniny, Stanisław Pohoski oraz jego zastępca Andrzej Krzyształowicz zaczęli ją powoli i z sukcesem odbudowywać. Podczas jednej z wizyt w janowskiej stadninie tuż przed wojną niemiecki hipolog Gustav Rau z zachwytem napisał, że nigdzie na świecie nie ma takich koni arabskich, jakie są w Janowie.
Niestety, rozwój stadniny znowu przerwała wojna. We wrześniu na kilka dni przed sowiecką agresją zdecydowano się na ewakuację blisko 200 janowskich koni w kierunku Wołynia. W nocy z 17 na 18 września po wkroczeniu Armii Czerwonej, zwierzęta przewieziono z powrotem do Janowa. Nie obyło się bez strat. Po drodze wiele koni spłoszonych przez działania wojenne bezpowrotnie zaginęło.