Oczekiwania ludzi zostały zbyt mocno rozbudzone, a najlepszym lekiem na zmniejszenie tych oczekiwań... zawsze była wojna. „Wojna zmienia perspektywę w pięć minut" – mówił przed laty Mateusz Morawiecki nagrany w restauracji Sowa & Przyjaciele. To, że wojna jest politycznym resetem, wiedział też George W. Bush, atakując Irak pod kłamliwym argumentem posiadania broni chemicznej przez reżim Saddama Husajna. Wie też o tym Donald Trump, który w roku wyborczym podjął brawurową decyzję o egzekucji generała Kasema Sulejmaniego, potężnego irańskiego dowódcy. Iran jest dzisiaj jednym z najniebezpieczniejszych państw świata. USA są największym sojusznikiem Polski.
Czy Polska zostanie uwikłana w międzynarodowy konflikt? Już została, kiedy w lutym zeszłego roku w Warszawie odbyła się konferencja ministrów spraw zagranicznych dotycząca Bliskiego Wschodu, zwana później antyirańską. Sekretarz stanu USA Mike Pompeo powiedział podczas konferencji bliskowschodniej: „Bez konfrontacji z Iranem nie będzie pokoju na Bliskim Wschodzie", a premier Izraela Beniamin Netanjahu nie pozostawiał złudzeń co do wydźwięku konferencji: „Największym zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie jest Iran i irański reżim". W roku wyborczym prezydent Trump potrzebuje wroga zagrażającego Stanom Zjednoczonym, przed którym obroni rodaków, co zapewni mu reelekcję. Również Władimir Putin ma trudną sytuację w Rosji, dlatego podgrzewa konflikty międzynarodowe i atakuje Polskę jako współwinną wybuchu II wojny światowej. Prezydent Rosji musi zatrzymać spadające poparcie, a nie może tego zrobić programami socjalnymi, na które nie stać zubożałego mocarstwa, dlatego odwołuje się do dumy narodowej, fałszując historię. Jak odnajdzie się Polska w sytuacji napięcia militarnego ze strony największych mocarstw świata?
Przeczytaj także: Paweł Kowal: Wielka wojna historyczna
W 2020 roku odbędą się w Polsce najważniejsze wybory prezydenckie od lat. Zarówno dla obecnej władzy, jak i dla opozycji będzie to walka o wszystko. Przegrana Andrzeja Dudy oznaczałaby dekompozycję obozu władzy i szybki początek końca rządów PiS. Jeśli Duda zachowa stanowisko, rządzący będą mogli przez najbliższe trzy lata bez wyborów zmieniać Polskę. I Senat w rękach opozycji niewiele tu zmieni. O tym, że będziemy mieli do czynienia z bezwzględną kampanią prezydencką, można usłyszeć już teraz, kiedy rządzący próbują skleić opozycję z Putinem, jeśli ta nie mówi jednym głosem z władzą. Przedsmakiem brutalności kampanii prezydenckiej jest wypowiedź Krzysztofa Szczerskiego, szefa gabinetu prezydenta RP, w której zarzuca marszałkowi Senatu, że będzie grał „w orkiestrze Putina", jeśli spotka się z wiceszefową Komisji Europejskiej ws. nowelizacji prawa o ustroju sądów. Wybory parlamentarne 2015 roku PiS wygrało m.in. dzięki kwestii bezpieczeństwa, grając tematem napływu do Polski uchodźców, co miało zagrozić bezpieczeństwu narodowemu.
Teraz sytuacja może wyglądać podobnie. PiS będzie grało strachem i kwestiami bezpieczeństwa, żeby wygrać Dudzie reelekcję. A opozycja nie ma powszechnie poważanych reprezentantów zajmujących się polityką zagraniczną i bezpieczeństwem. Rządzący mogą więc mieć absolutny monopol wypowiedzi w kwestiach międzynarodowych, czego dowodem jest niechęć prezydenta do zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego.