Mam 12 lat, nieraz w niedzielę bywam z Mamą w Filharmonii albo z bratem na koncertach Cioci Jadzi dla dzieci. Mój brat chodzi do Filharmonii, to on przynosi tę wieść o „Pasji” do domu...
Co ciekawe, nikt nie kwestionował wielkości „Pasji”, bo już wtedy Penderecki był znakiem polskości w świecie, i nawet komunistom się to nie opłacało. Ale - szybko poprzez swoje bardzo przecież muzycznie współczesne i nowatorskie dzieło staje się w potocznych opiniach - takim „Picassem” muzyki: nie zawsze zrozumiałym, za trudnym, trochę deprecjonowanym (że każdy by tak potrafił skomponować), ale szanownym.
Jest 16 grudnia 1980 roku. Od Sierpnia Polska, ta prawdziwa Polska, jest Polską Solidarności. Po latach kłamstw i milczenia, mówi się o rocznicy wydarzeń z Grudnia 1970 roku, o zamordowanych robotnikach gdańskich. Wałęsa spełnia swoją obietnicę i odsłaniany jest przed bramą Stoczni Pomnik Poległych Stoczniowców. Przy odsłonięciu - poruszająca kompozycja Krzysztofa Pendereckiego „Lacrimosa” trwająca 5 minut, a budząca emocje, wzruszenia, obejmująca bolesne doświadczenia całej ludzkości w całej Historii. Penderecki powiedział całemu światu w uniwersalny sposób o polskiej tragedii z konkretnego momentu historycznego, a zarazem przecież ofiarował to dzieło salom koncertowym i płytom na zawsze, na wieczność. Wieczność - jest tym, co przenika dzieła Pendereckiego. I czuję ten dreszcz - słuchając „Lacrimosy” na falach Polskiego Radia.
Różne dzieła tworzone i przetwarzane przez Pendereckiego składają się w latach 80. na powstanie „Polskiego Requiem”, w skład którego wchodzi „Lacrimosa”, ale też krótkie „Dies Irae”, czy „Agnus Dei”, i kwintesencja polskiej religijności i duchowości „Święty Boże”, z rytmem muzycznym, który nie tylko ustawia nasz głos, ale niejako wymusza udział w procesji, procesji Polskich Duchów. Ta Msza Żałobna jest hołdem dla polskich bohaterów, część „Libera me” jest jak dramatyczne wezwanie do ciągłej pamięci o Mordzie Katyńskim.