Każdy kandydat PO startowałby w wyborach obciążony jej grzechami. Zawinionymi, na których zbudował swój program PiS, i niezawinionymi, dopisywanymi Platformie przez rządzących, by mieć swój ancient regime, wroga w hybrydowej rewolucji „dobrej zmiany”. Z tym bagażem PO nie potrafiła sobie dać rady w ostatnich latach, kiedy miała być przywódcą opozycji i pokazać rzeczywistość nie status quo ante, ale tę po PiS-ie.
Nikt jednak nie podchodzi do wyborów jako niezapisana tablica, choć jedna jest czysta politycznie. To tablica Szymona Hołowni, który musi się zmagać z łatkami celebry telewizyjnej, ale nie musi się spowiadać z grzechów politycznych. Może wręcz eksponować swoje niepolityczne pochodzenie, apelując do coraz szerszej, coraz bardziej zirytowanej i radykalnej grupy wyborców, wpisując się w szereg znanych już w III RP kandydatów spoza kasty politycznej, z nurtu obywatelskiego, niezależnego, a przez to dającego nadzieje na sanację. Reakcją na takich kandydatów jest lekceważenie i próba ośmieszenia.
Padający tu zarzut o brak bazy i niemoc polityczną staje się wizerunkową cnotą. Los takich kandydatów opisują w skrócie dwa scenariusze. W pierwszym pozostaje on w sferze nikłego poparcia i w końcu nawet ci, którzy chcieliby na niego zagłosować, przenoszą swój głos, bojąc się beznadziejności i śmieszności. Ale drugi zakłada, że takiemu kandydatowi udaje się przekroczyć rubikon lekceważenia, niewiary, a nawet wstydliwości. Wtedy zachowuje się jak łódź w regatach, która płynie obok stawki innym kursem, ale właśnie tam trafia na mocny sprzyjający wiatr w żagle. Zwolennicy nie tylko nie uciekają, ale też utwierdzają się w poparciu, nie wstydzą się swego kandydata, są dumni. Wychodzi bowiem ze sfery folkloru i staje się kandydatem serio, a jego słowa stają się ważne i donośne. Tworzy się blok antysystemowej rewolucji obywatelskiej i zbiera tych, którzy chcą uczestniczyć w niszczeniu znienawidzonego układu. Z tego skorzystał Szymon Hołownia. Zabrał głosy innym na czele z głosami Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która jest przykładem procesu odwrotnego. Z pozycji wodza spadła do sfery do tego stopnia lekceważonej, że już niebranej pod uwagę, a nawet wyśmiewanej.
Czy ten proces jest odwracalny? Pierwsze sondaże po zmianie wskazują, że tak, choć liczby nie są piorunujące, a nowe otwarcie zawsze daje nagły wzrost, który trzeba utrzymać i poszerzyć. Pierwsza jaskółka jak zwykle może być złudna.
Już sam fakt zamiany kandydata jest deprecjonujący dla KO i stawia nowego kandydata trochę w sytuacji studenta w terminie poprawkowym. Nie ma powodu, by nie zdał celująco, ale pierwsze niepowodzenie wpływa na egzamin. Czy Rafał Trzaskowski jest dostatecznie silnym impulsem, powodującym ponowną mobilizację i konsolidację wyborców, którzy odpuścili wybory w logice moralnej niezgody lub przeszli do innych? To jest pytanie na miarę drugiego miejsca w pierwszej turze.