Ten sukces jest zasługą całej machiny wyborczej rządzących, na której czele stoi bez wątpienia Kaczyński. Ale to jednak Duda mocno na reelekcję zapracował. Dlatego za otwartą uważam odpowiedź na pytanie, które teraz stawiają sobie wszyscy: czy prezydent Duda wybije się na autonomię i bardziej niż dotąd uniezależni od Jarosława Kaczyńskiego? Pierwszy test dopiero przed nim. Nie wiemy, jak prezydent będzie reagował na zmiany personalne w obozie rządzącym albo w sprawie Jacka Kurskiego, w której tak naprawdę został boleśnie upokorzony i wszyscy to widzieliśmy. Prezydent, który w kampanii składał wiele obietnic, będzie je musiał skonfrontować z rzeczywistością. Dopiero teraz, po wygranych wyborach, rząd zacznie mówić więcej prawdy na temat skali pandemii i jej ekonomicznych konsekwencji. Jesienią czeka nas bolesna przymiarka do budżetu na przyszły rok. Będzie zaciskanie pasa i szukanie winnych tego zaciskania, bo po propagandzie sukcesu uprawianej przez ostatnie tygodnie nie da się za wszystko obwinić Covid-19 i opozycji. Możliwa jest nawet zmiana premiera, choć to raczej w przyszłym roku, gdy do społeczeństwa poprzez zawartość kieszeni dotrze bolesna prawda o tym, co się już wydarzyło.
Andrzej Duda powiedział, że w tej kadencji będzie odpowiadał przed Bogiem i historią. Wybije się na niepodległość?
Niepodległość to może za dużo, ale autonomia – kto wie. Druga kadencja musi być inna. Duda będzie walczył o swoje miejsce w historii. Doświadczenie byłych prezydentów jest dla niego dość mało optymistyczne – nie mamy byłego prezydenta, który byłby w Polsce znaczącym graczem politycznym. Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski – oni się specjalnie nie liczą i nigdy się nie liczyli po opuszczeniu pałacu. W tym sensie Duda ma jeszcze pięć lat, w trakcie których może wreszcie zacząć odgrywać pierwszoplanową rolę polityczną. Moim zdaniem, mimo że po raz drugi wygrał wybory prezydenckie, nie jest jednak kandydatem na lidera partii politycznej, w związku z tym nie zbuduje żadnej partii prezydenckiej ani też nie przejmie PiS.
Politycy PiS zapowiadają repolonizację mediów, reprywatyzację, reformę wymiaru sprawiedliwości i samorządu terytorialnego oraz „rozbicie wielkomiejskich księstewek PO". Prezydent będzie akuszerem tych zmian?
Pierwszym kierunkiem uderzenia PiS będą media, a później – gdy to się powiedzie – nastąpi uderzenie w samorządy. To dwa strategicznie najważniejsze cele, bo ich osiągnięcie ułatwi PiS wygrywanie kolejnych wyborów, a zarazem przybliży realizację preferowanego przez tę partię modelu państwa scentralizowanego. Jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości, to wszystkie przyczółki PiS już tam zdobył, kontynuowane będą zatem zmiany personalne i być może nastąpi jakaś reorganizacja ich struktury. Głównie po to, aby wytłumaczyć, dlaczego wciąż sądy działają gorzej, niż działały, mimo że jest piąty, szósty, siódmy rok ich „reformowania". Będziemy też mieli – co zapowiedział prezes PiS – próbę mocniejszego nasycenia edukacji szkolnej elementami indoktrynacji politycznej, co się ładnie nazywa wychowaniem patriotycznym. Należy jednak uwzględnić, że atak PiS na media będzie skutkował protestami międzynarodowymi. Sam Kaczyński przyznał też, że nie mogą ich po prostu przejąć spółki Skarbu Państwa, co oznacza, że powinny być przejęte przez prywatny polski kapitał, o co może się rozbić ta reforma, bo się okaże, że nie ma zbyt wielu prywatnych inwestorów gotowych wykupywać media, które dzisiaj – zwłaszcza te papierowe – są w bardzo trudnej sytuacji.
Będzie zapowiadany przez prezesa PiS Budapeszt w Warszawie?