Giertych przypomina, że 11 maja - dzień po pierwszym terminie wyborów prezydenckich, w którym jednak wybory się nie odbyły - pisał na Facebooku, że Platforma "ma dwie opcje". "Albo wystawić wojownika, który przekona ludzi, że wraca do korzeni centrowych PO, albo porozumieć się z Szymonem Hołownią lub Władysławem Kosiniak-Kamyszem. Każda inna decyzja skończy się katastrofą, gdyż jest zbyt mało czasu na promowanie nowych koncepcji. I musicie pamiętać, że Polska to nie jest tylko Warszawa. Za dwa miesiące wybory, a opozycja musi je wygrać" - przekonywał wówczas.
Zdaniem Giertycha "Jarosław Kaczyński pozwolił PO wymienić kandydata, gdyż obawiał się przegranej Dudy z Hołownią (na co wskazywały prawie wszystkie sondaże)". "A PO zamiast wystawić osobę o centrowych poglądach postawiła na świetnego technicznie, ale jednak bardzo elitarnie kojarzonego Prezydenta Warszawy, który swoją wypowiedzią o ślubach dla par homoseksualnych oraz brakiem dymisji Pawła Rabieja za wypowiedź o adopcji dzieci przez takie pary, był idealnych celem brutalnych ataków PiS" - dodał.
Giertych przekonuje następnie, że chociaż "całe państwo zostało użyte do zwalczania opozycji", to jednak "te wybory Radek Sikorski lub Szymon Hołownia najprawdopodobniej mimo tego wygraliby".
"I dzisiaj mielibyśmy inną Polskę. Żaden z nich nie miałby problemu, aby pojechać do Końskich na debatę i ją wygrać. (...) I Sikorski i Hołownia w Końskich czuliby się dobrze" - pisze były wicepremier.