Nowe odczyty z kokpitu Tu-154M zawierają 30 proc. więcej odczytanych słów niż poprzednia analiza krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, bo przy drugiej kopii czarnych skrzynek, wykonanej w lutym 2014 r. przez Polaków, zastosowano inną, lepszą metodę - przekonywała nas wojskowa prokuratura prowadząca śledztwo smoleńskie, powołując się na swoich biegłych.
Materiał jest o tyle ważny, że po przecieku do mediów okazało się, że potwierdza tezę o naciskach na lądowanie. Jeden z nowych biegłych jest bowiem przekonany, że słychać głos gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów tuż przed lądowaniem (podważa to opinia szefowej zespołu biegłych).
W celowość robienia nowych kopii powątpiewa w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. Peter French, który jest prezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Akustyki i Fonetyki Sądowej (IAFPA), wykładowcą Uniwersytetu w Yorku i szefem JP French & Associates, najstarszego prywatnego laboratorium analizy dźwięku w Wielkiej Brytanii.
Jego zdaniem pierwotnie wykonana kopia wystarczała, by odsłuchać wszystko, co udało się zarejestrować przez taśmę w czarnej skrzynce. - Ponieważ oryginalne nagranie było analogowe, czyli zapisane na taśmie magnetycznej, trzeba było je przekonwertować do pliku cyfrowego. Aby podczas konwersji nie utracić żadnej informacji, stosuje się tzw. teorię Nyquista. Mówi ona, że częstotliwość próbkowania kopii powinna być co najmniej dwukrotnie wyższa od maksymalnej częstotliwości oryginalnego sygnału. Łatwo policzyć, że dla górnego zakresu wynoszącego 3,4 kHz to 6,8 kHz. Użyta przy wykonywaniu pierwszej kopii jakość 16 bit/11 kHz była więc w zupełności wystarczająca dla odwzorowania pełnego zakresu rozmów z czarnej skrzynki. Zostawiała nawet pewien margines bezpieczeństwa - przekonuje prof. French.
Nowa kopia ma częstotliwość próbkowania 96 kHz. Zdaniem eksperta taka kopia nie zaszkodzi, ale nie pozwoli odczytać nic więcej, bo rejestrator i tak nie rejestrował w takim zakresie częstotliwości. - W tym wypadku, zważywszy na źródło, zakres przenoszonych częstotliwości jest jednak absurdalnie szeroki. To trochę jak przewożenie myszy w kontenerze przeznaczonym dla słonia. Kontener jest olbrzymi, ale mysz nie zrobi się od tego większa. Wokół niej pozostanie masa wolnej przestrzeni. Nie nazwałbym tego błędem - dźwięk nie stanie się od tego gorszy. Natomiast twierdzenia, że dzięki temu wypowiadane słowa stały się wyraźniejsze, są moim zdaniem wyssane z palca. To przeczy podstawowym zasadom akustyki - uważa French.