18 stycznia 2018 r. 17-metrowy katamaran MV Butiraoi wyruszył z wyspy Nonouti w archipelagu Wysp Gilberta. Po dwóch dniach i przebyciu 260 km jednostka miała zawinąć do portu na atolu Tarawa, gdzie leży stolica Kiribati, Bairiki. Na pokładzie znajdowały się 102 osoby.
W kilka godzin po wypłynięciu prom zaczął się rozpadać i zatonął. Większość rozbitków zmarła z powodu głodu, odwodnienia i hipotermii. Wśród ofiar była rodząca kobieta. Wypadek przeżyło pięcioro pasażerów i dwóch członków załogi.
Jak ustalono, katamaran wypłynął, choć jego kapitan nie poinformował o tym portowych władz. Żaden członek załogi nie wysłał też wezwania o pomoc, gdy jednostka zaczęła tonąć. Ponieważ na pokładzie nie było urządzenia nadającego sygnał informujący o pozycji jednostki (lub było ono uszkodzone), poszukiwania promu rozpoczęto osiem dni po wypadku. W akcji ratunkowej brały udział samoloty z Nowej Zelandii, Australii i Stanów Zjednoczonych. 27 stycznia z pokładu nowozelandzkiego samolotu wojskowego dostrzeżono spuszczoną z promu aluminiową szalupę ratunkową z siedmioma ocalałymi osobami.
Komisję do zbadania okoliczności katastrofy powołały władze Kiribati. Komisja ustaliła, że na prom załadowano 30 ton kopry (wysuszonego miąższu orzechów palmy kokosowej), a jednostka nie miała pozwolenia na transportowanie ludzi przez ocean. Kapitan, który nie przeżył wypadku, wypłynął z portu ignorując ostrzeżenia pogodowe. Prom rozpadł się na pełnym morzu, ponieważ na skutek zaniedbań i uszkodzeń spowodowanych wpływaniem na brzeg znajdował się w złym stanie technicznym.
Na promie były dwie tratwy ratunkowe - jedna była dziurawa, w drugiej zapadło się dno. Kamizelek ratunkowych nie wystarczyło dla wszystkich pasażerów. Kapitan i załoga regularnie spożywali alkohol w godzinach pracy. Jak napisano w raporcie komisji, alkohol powodował u członków załogi "poczucie wielkości i skłonność do samodzielnego podejmowania decyzji".