Może dlatego, że łatwiej jest sprecyzować interes narodowy niż interes ludzkości czy świata, w którym żyjemy. Ale zmienność kryteriów jest uniwersalna. O ważności rozstrzygają co chwila inne czynniki, podobnie jak zmienia się kategoria ważności.
Były w odległej przeszłości czasy, gdy za najważniejsze firmy świata uznawano globalne kompanie handlowe, jak Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska czy Holenderska Kompania Zachodnioindyjska (było zresztą tych kompanii dużo więcej). Odpowiadały nie tylko za handel transkontynentalny, transfer do Europy dóbr rzadkich, jak guma arabska czy korzenie, ale były również kołem napędowym handlu, techniki czy procesów inwestycyjnych. Skutkiem ubocznym zaś był obrzydliwy kolonializm i cierpienie ludów, ofiar ekspansji.
Pięknie to ilustruje Joseph Conrad Korzeniowski w genialnym „Jądrze ciemności", choć jego akcja dzieje się już dużo później, w końcu XIX wieku, kiedy inne firmy sięgały po status najważniejszych. W czasach Josepha Conrada ważne stawały się już kompanie wydobywcze węgla kamiennego, stalownictwo, koleje żelazne, a chwilę później przemysł naftowy. Nie minęło pół wieku i miejsce tych ostatnich (poza firmami wydobywającymi ropę) zajęli producenci samochodów, uzbrojenia, potem kreatorzy przemysłu lotniczego i firmy budowlane.
Ale rzeczywistość przyspieszała. Na mapie firm ważnych pojawił się przemysł medialny i rozrywkowy, ale na – proporcjonalnie krótko – bo już na przełomie lat 80. i 90. zaczęło niepodzielnie panować IT.