Zbigniew Rau jest "jedynką" na liście wyborczej PiS w Łodzi. Rau, pytany w połowie września o swoją dymisję w Nowym Jorku, przed posiedzeniem Zgromadzenia Ogólnego ONZ, stwierdził, że nie zamierza odchodzić ze stanowiska, przekonywał też, że "afera wizowa nie istnieje", a w całej sprawie mamy do czynienia z "kaskadą fake newsów".
Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau: Afera wizowa nie istnieje
Zbigniew Rau, szef MSZ, wypowiedział się w sprawie afery wizowej w Nowym Jorku, gdzie przebywa w związku z posiedzeniem Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Zdaniem Raua afera wizowa "nie istnieje". To pierwsza wypowiedź Raua ws. afery wizowej od momentu jej ujawnienia przez media.
15 września MSZ opublikowało komunikat, że "w związku z trwającymi
ustaleniami w sprawie nieprawidłowości w procesie wydawania wiz minister
spraw zagranicznych zdecydował (...) zwolnić ze stanowiska i rozwiązać
umowę o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością MSZ
Jakubem Osajdą".
Kierowany przez Zbigniewa Raua resort poinformował też o przeprowadzeniu
"nadzwyczajnej kontroli i audytu w Departamencie Konsularnym
Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz wszystkich placówkach konsularnych
RP", a także zdecydował się "wypowiedzieć umowy wszystkim firmom
outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzone zostały zadania związane z
przyjmowaniem wniosków wizowych w wyniku zamknięcia 31 placówek decyzją
ówczesnego szefa resortu Radosława Sikorskiego".
Afera wizowa zaczęła się od dymisji wiceszefa MSZ, Piotra Wawrzyka.
Jakub Osajda to druga osoba w MSZ, która straciła pracę po nagłośnieniu
afery.
Wiceminister Piotr Wawrzyk został odwołany przez premiera Mateusza
Morawieckiego i stracił funkcję w MSZ 31 sierpnia, polityk zniknął też z
list wyborczych PiS. Jak podawał Onet, Wawrzyk został zdymisjonowany,
ponieważ miał pomagać swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał
przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów
Zjednoczonych. Z publikacji Onetu wynikało, że Wawrzyk przygotowywał
listy osób, którym wizy miały być przyznawane w pierwszej kolejności, po
czym przekazywał je konsulom. W ramach takiego procederu wizy do Polski
mieli - podawał portal - dostać fałszywi filmowcy z Indii, którzy
odnaleźli się potem na granicy USA z Meksykiem.