Polska Żegluga Bałtycka (PŻB), kołobrzeski armator promowy kojarzący się ze słynną stępką niewybudowanego promu, okazuje się kolejnym przykładem pazerności odchodzącego zarządu z nadania PiS. Jak poinformował wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka odpowiadający za gospodarkę morską, gospodarkę wodną i żeglugę śródlądową, w PŻB tuż przed wyborami doszło do masowej akcji zmian umów o pracę. Kadrze kierowniczej i wybranym pracownikom zapewniono w przypadku zwolnienia dodatkowe apanaże w wysokości 15 miesięcznych pensji.
Czytaj więcej
Dwa złote za kilogram – tyle ma być warta sztandarowa inwestycja rządu PiS, która miała podnieść z upadku polski przemysł stoczniowy.
Z prowadzonego audytu w spółce wynika, że do umów o pracę wprowadzono aneksy. Pojawił się w nich zapis, że w przypadku wypowiedzenia składanego przez spółkę, okres wypowiedzenia zostaje wydłużony do 6 miesięcy, bez obowiązku świadczenia pracy. Do tego doszła rekompensata w wysokości 6-krotności wynagrodzenia, a prócz tego zarząd zawarł z dyrektorami umowy o zakazie konkurencji. Zobowiązywały spółkę do zapłaty odszkodowania w wysokości 6-krotności połowy miesięcznego wynagrodzenia, czyli w praktyce jeszcze kolejnych trzech pensji. W rezultacie, w przypadku zwolnienia, kadra kierownicza otrzymałaby po 15 dodatkowych wypłat.
Zarząd z czasów PiS wyciąga pieniądze z Polskiej Żeglugi Bałtyckiej
Już po wyborach, w listopadzie 2023 r. spółka zawarła kolejne aneksy – z asystentem zarządu, a w połowie grudnia z radcą prawnym. Ci mieli dostać już „tylko” 12 pensji, bo nie obowiązywałby ich zakaz konkurencji. – Te zmiany, gdyby zostały zrealizowane, obciążyłyby spółkę dodatkową kwotą 2 mln 171 tys. zł w stosunku do standardowego 3-miesięcznego wypowiedzenia – tłumaczy Marchewka.