W każdym komunikacie do pasażerów szefowie pokładu zastrzegają się, że dla nich najważniejsze jest bezpieczeństwo lotu. Z kolei dla tych, którzy wybrali konkretną linię, liczy się także to, co dostaną na pokładzie i jak odnoszą się do nich stewardzi i stewardessy.
I z jednym, i z drugim w British Airways nie jest najlepiej. Personel pokładowy często wygląda niechlujnie, a pasażerowie klasy ekonomicznej nie dostają nawet szklanki wody, której nie żałują np. w bardzo oszczędnej Lufthansie. Po pandemii większość przewoźników bardzo ograniczyła to, co pasażer otrzymuje w cenie (coraz droższego) biletu.
Z czego to wynika? W czasie ataku koronawirusa inie lotnicze zmniejszyły liczbę pracowników pokładu, którzy obsługiwali pasażerów. Miało to sens, ponieważ samoloty latały wypełnione jedynie w połowie, więc i pełna obsługa (poza kokpitem) nie była niezbędna.
Czytaj więcej
Protesty na 17 hiszpańskich lotniskach, strajki w Wielkiej Brytanii. „Dni akcji”, czyli bez pracy ogłaszają francuscy kontrolerzy lotów, buntują się Portugalczycy. W takiej atmosferze będziemy podróżować w Wielkanoc.
Pandemia odchodzi, połączeń jest mniej, więc samoloty są wypełnione do ostatniego fotela. A w British Airways załogi latają nadal w ograniczonym składzie, chociaż ich liczba jest zgodna z obowiązującymi przepisami: czyli dwóch pracowników pokładu na 101 pasażerów, plus jeden kolejny na każdych dodatkowych 50. Zazwyczaj jednak jest tak, że szef/szefowa pokładu obsługuje klasę biznes, gdzie zajętych jest kilka foteli, a pozostała dwójka musi się uwijać wokół pozostałej setki albo i większej liczby pasażerów.