— Zmniejszymy liczbę rejsów na rosyjskie lotniska – powiedział w niedzielę, 13 marca prezydent Serbii, Aleksandar Vucic. Nie ukrywał, że robi to pod naciskiem.
Właścicielem Air Serbia jest rząd w Belgradzie, do którego należy 82 proc. akcji przewoźnika. Reszta należy do Etihadu, linii z Abu Zabi, która bez jakichkolwiek ograniczeń lata obecnie do Rosji. A Serbia jest krajem, który razem z innymi państwami bałkańskimi ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej. Jak informował rząd w Belgradzie kraj wprawdzie potępił Rosjan, ale zdecydował się na zachowanie neutralnej pozycji podczas inwazji Rosji na Ukrainę i nie miał problemu z ogromnymi prorosyjskimi demonstracjami w miastach.
— Powrócimy do jednego połączenia z Belgradu do Moskwy dziennie. Ale czy to usatysfakcjonuje tych, którzy pomstują na Serbię z powodu tych lotów?— pytał prezydent Vucic w wywiadzie dla serbskiej telewizji Pink TV. Nie zdecydował się jednak na podanie, kto był krytykiem Serbii. Wskazał również, że z lataniem do Moskwy nie mają problemu linie tureckie, dubajskie, emirackie i katarskie.
Czytaj więcej
Serbska linia Air Serbia poinformował o planach powiększenia floty i doskonałych wynikach przewozowych. Wozi Rosjan w świat a z Moskwy i Petersburga leci nad Polską. I robi to legalnie.
— Nikt dzisiaj nie odważy się na krytykę tych linii, które pochodzą z krajów należących do NATO i położonych częściowo w Europie, a częściowo w Azji. One mają 30 razy więcej rejsów do Moskwy niż my. Dlaczego nie powiedzą tego samego liniom z krajów Zatoki, gdzie żebrzą o ropę naftową. Te linie mają po 15 razy więcej rejsów niż Air Serbia. W porządku, zrezygnujemy z zysków, ale czy to usatysfakcjonuje naszych krytyków — mówił prezydent Vucic.