To było szczególnie ważne zaproszenie dla Krzysztofa Warlikowskiego. „Kobietę bez cienia" skomponował najwybitniejszy monachijczyk, Richard Strauss, którego tu otacza się szczególnym szacunkiem. A kolejną jej inscenizację zaplanowano w 2013 roku z okazji 50. rocznicy odbudowy zabytkowego gmachu Staatsoper zniszczonego w czasie II wojny światowej. Pół wieku wcześniej teatr w Monachium rozpoczął działalność także od „Kobiety bez cienia".
To wschodnia baśń o córce władcy duchów, którą poślubił Cesarz. Teraz ma tylko trzy dni, by zdobyć dla siebie cień – symbol człowieczeństwa. Inaczej jej małżonek zmieni się w kamień. Z pomocą Mamki postanawia kupić cień od żony biednego Farbiarza, Baraka. Ta kuszona możliwością odmiany losu zgadza się, ale do transakcji jednak nie dojdzie: Farbiarka zrozumie, że kocha męża, a Cesarzowa nie potrafi budować swego szczęścia krzywdząc innych.
Jak wiele swych spektakli, tak i ten, Krzysztof Warlikowski rozpoczął od cytatu filmowego: z zapomnianego dzieła francuskiej nowej fali, „Zeszłego roku w Marienbadzie" Resnasa z 1961 roku. Jego bohaterka, bojąc się miłości, ucieka z pięknego pałacu. To ona staje się Cesarzową, która też nigdy nie zaznała miłości. Warlikowski zrobił współczesną opowieść o potrzebie uczuć, których deficyt bardzo nam doskwiera. Niemal niczego nie zmienił jednak w utworze Richarda Straussa. Powstał spektakl wyjątkowo optymistyczny w dorobku tego reżysera z przesłaniem, że warto zaakceptować życie takie, jakim jest.
Znakomici są – wokalnie i aktorsko – wykonawcy. Fenomenalnie poprowadził całość rosyjski dyrygent Kirył Pietrenko, którą tą premierą rozpoczął kadencję dyrektora muzycznego Staatsoper. Dziś jest szefem Berlińskich Filharmoników, ale wraca do Monachium, gdyż „Kobieta bez cienia" ciągle jest tam grana.
A Krzysztof Warlikowski po tej premierze został właściwie uznany za specjalistę od niemieckiego repertuaru. Wystawił w Monachium „Salome" Straussa oraz „Naznaczonych" Schrekera, a w 2021 roku ma zrealizować „Tristana i Izoldę" Wagnera.