Atak do którego doszło w nocy z 7 na 8 stycznia był odwetem za zabicie przez USA w Bagdadzie, w ataku rakietowym przeprowadzonym przez drona, gen. Kasema Sulejmaniego, dowódcy brygady al-Kuds, jednej z czołowych postaci na irańskiej scenie politycznej.
Po ataku na bazę lotniczą Ain al-Asad i bazę w Irbil prezydent Donald Trump oświadczył, że amerykańska armia nie poniosła w tym ataku żadnych strat. Był to jeden z powodów dla których Amerykanie nie zdecydowali się na militarny odwet wobec Iranu - Trump zapowiedział jedynie nałożenie kolejnych sankcji na Teheran.
"Chociaż żaden z członków sił USA nie został zabity w irańskim ataku z 8 stycznia na bazę Ain al-Asad, jednak kilku osobom udzielono pomocy medycznej w związku z objawami wstrząśnienia mózgu po wybuchu. Żołnierze ci nadal są poddawani obserwacji" - napisał w oświadczeniu kapitan Bill Urban, rzecznik CENTCOM (Dowództwo Centralne Wojsk USA).
Niektórzy żołnierze wymagający pomocy medycznej zostali przeniesieni do placówek armii USA w Niemczech i Kuwejcie - dodał.
Rzecznik zapewnił jednocześnie, że kiedy żołnierze ci zostaną uznani za gotowych do dalszej służby, wówczas wrócą do Iraku.