Pierwsza tura wyborów prezydenckich ma odbyć się 10 maja. Wprowadzony w Polsce stan epidemii nie zmienia kalendarza wyborczego. Kandydaci opozycji apelują o przełożenie wyborów m.in. ze względu na niemożność prowadzenia kampanii. Podkreślają też, że w sytuacji zagrożenia koronawirusem nie będzie można zorganizować pracy komisji wyborczych.
By wybory mogły zostać przełożone, w Polsce musiałby zostać wprowadzony jeden ze stanów nadzwyczajnych: wyjątkowy, wojenny lub klęski żywiołowej.
O sprawę wyborów w Radiu Plus pytany był wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin. - Uczciwe postawienie sprawy powinno brzmieć w ten sposób: dobrze, przesuwamy wybory, ale na wiosnę przyszłego roku, czyli o rok. Jeżeli opozycja tego typu rozwiązanie by poparła, to ja bardzo chętnie będę przekonywał moich kolegów ze Zjednoczonej Prawicy, że warto ten scenariusz rozważyć - powiedział.
Ocenił, że "odpowiedni moment na analizę sytuacji" i tego jak rozwija się czy "daj Boże zwija się" epidemia koronawirusa będzie po świętach Wielkiejnocy. - Wtedy będziemy mogli odpowiedzialnie rozstrzygnąć, czy wybory mogą się odbyć w konstytucyjnym terminie - zaznaczył. Wicepremier podkreślił, że z jego ust nie padło stwierdzenie, że termin 10 maja jest przesądzony.
Zdaniem wicepremiera, przedłużenie obowiązywania środków wprowadzonych w ramach walki z koronawirusem po kilku tygodniach musiałoby gospodarkę polską i europejską doprowadzić do "stanu głębokiej zapaści". - Przedawkowanie lekarstwa mogłoby się okazać groźniejsze od choroby - ocenił Gowin dodając, że trzeba "już teraz myśleć o drugiej fazie walki z epidemią".