Tysiące Białorusinów w niemal trzydziestu miastach kraju ustawiły się w niedziele w długie kolejki, by postawić swój podpis i umożliwić opozycyjnym kandydatom udział w prezydenckich wyborach 9 sierpnia. Wszystko pod pilną obserwacją funkcjonariuszy białoruskich służb bezpieczeństwa, którzy tropią i wyłapują każdego, kto potrafi mówić do mikrofonu i porywać tłumy.
Tylko w niedzielę obrońcy praw człowieka naliczyli niemal dwudziestu aresztowanych w Mińsku i Homlu. W poniedziałek na 15-dniowy areszt został skazany Paweł Siewiaryniec, były więzień polityczny. Był ostatnim spośród znanych białoruskich opozycjonistów, którzy pozostawali na wolności. Wcześniej na dwutygodniowy areszt skazano jednego z liderów demokratycznej opozycji Mikołę Statkiewicza i dziesiątki innych przeciwników reżimu w różnych regionach kraju.
Czytaj także: Białoruś. Dymisja rządu i rewizja w biurze opozycji
Za kim stoi Rosja?
Po raz pierwszy Białorusini doświadczają tak masowych represji na tak wczesnym etapie kampanii wyborczej. Na nic zdały się też apele zachodnich dyplomatów w Mińsku, którzy wzywali białoruskie władze do poszanowania praw człowieka. Rządzący od 1994 roku prezydent oskarża najważniejszych swoich przeciwników o powiązania z „rosyjskimi oligarchami".
Jednym z nich jest były prezes Biełgazprombanku (białoruska filia Gazprombanku) Wiktar Babaryka, który krytykuje reżim i uspokaja Białorusinów, że zapewni pomoc prawną i materialną wszystkim represjonowanym.