W środę mińskie centrum obrony praw człowieka Wiosna informowało, że pod koniec ubiegłego tygodnia na Białorusi zatrzymano 360 osób w 19 miastach kraju. Za kratami obecnie znajdują się niemal wszyscy liderzy opozycji demokratycznej. We wtorek funkcjonariusze OMON-u zaatakowali w Mińsku osoby, które stały w kolejce do jedynego w stolicy sklepu, sprzedającego ubrania i upominki w biało-czerwono-białych barwach narodowych, zakazanych przez Aleksandra Łukaszenkę. Przed osiłkami w czarnych mundurach uciekać musiały nawet babcie w podeszłym wieku. Sklep (symbal.by) zwija działalność, ponieważ w pomieszczeniu wyłączono prąd i nagle wykryto „nieprawidłowości”.
Białorusini skrzyknęli się w sieci, utworzono specjalną grupę w popularnym, zwłaszcza w byłych państwach ZSRR, komunikatorze Telegram. Już niemal 20 tys. osób zastanawia się tam, jak obalić prezydenta rządzącego od ćwierćwiecza.
Twórca jest w Polsce
Grupa ma nazwę „97%” i nawiązuje do majowych sondaży internetowych, w którzy urzędujący prezydent zdobył zaledwie 3 proc. poparcia. Swoje podgrupy mają już Grodno, Brześć, Witebsk, Homel, ale również mniejsze miasta, takie jak Borysow, Lida czy Bobrujsk. Jedni oferują tam pomoc prawną poszkodowanym, drudzy deklarują pomoc materialną, inni proszą o pomoc w znalezieniu pracy, którą stracili poprzez udział w protestach. To tam we wtorek skrzyknęli się stołeczni rowerzyści, jeździli po mieście i dzwonili dzwonkami, solidaryzując się z więźniami reżimu.
Głównym tematem rozmów jest jednak plan działań na najbliższe miesiące przed wyborami prezydenckimi (9 sierpnia). Padają propozycje blokady głównych ulic w największych miastach.
– Zawsze można się zatrzymać i udawać, że samochód się zepsuł – doradza kierowcom jeden z uczestników czatu. Padają propozycje napełniania balonów farbą i rzucania nimi w radiowozy czy dzwonienia na numery alarmowe i masowe zgłaszanie „nielegalnych protestów”, by w ten sposób „rozproszyć milicję”. Są tacy, którzy namawiają do masowego wycofania pieniędzy z banków. Nie brakuje też radykalnych pomysłów dotyczących m.in. rzucania koktajlami Mołotowa w milicjantów, oblewania funkcjonariuszy wrzątkiem z balkonów czy podpalania samochodów służb mundurowych. Inni internauci natychmiast jednak okrzykują takich „pomysłodawców” prowokatorami i ignorują w dalszych rozmowach. Pojawiają się tam też zdjęcia i dane osobowe funkcjonariuszy, odpowiedzialnych za represje.