W głównej fabryce tego producenta w Rheda-Wiedenbrück (w landzie Nadrenia Północna-Westfalia) zachorowało na koronawirusa około półtora tysiąca pracowników, prawie co czwarty. Ilu z tego to obywatele polscy? - może nawet kilkuset, ale to przypuszczenia. Do niepewnych liczb wrócimy: chaos, niekompetencja i niepewność to jedna z cech tej historii. Są i gorsze.
MIEJSCE ZBRODNI
Firma nazywa się Tönnies - od nazwiska rodziny właścicieli. Nie ma sobie równych na rynku mięsnym w największym kraju Unii Europejskiej, jego roczne obroty to ponad 6,5 mld euro.
O tym jak teraz widziany jest ten gigant, najlepiej świadczy okładka nowego numeru największego opiniotwórczego tygodnika Niemiec „Der Spiegel”. Jest na niej napis „Tatort Tönnies”, który towarzyszy obrysowanemu konturowi świni, jak na miejscu zbrodni. „Tatort” to po niemiecku właśnie miejsce zbrodni czy przestępstwa, a poza tym tytuł najsławniejszego w tym kraju serialu kryminalnego.
Trudno sobie wyobrazić większą katastrofę wizerunkową dla firmy, której szef jest miliarderem i celebrytą, związanym z darzonym kultem klubem piłkarskim Schalke 04.
Tönnies stał się dla wielu gazet przykładem chciwego właściciela, brutalnie walczącego na rynku obniżaniem cen. Niskie ceny wynikają z warunków pracy i zakwaterowania tanich pracowników z zagranicy, o których teraz wiele dowiadują się Niemcy. Nie dowiedzieliby się z taką siłą, gdyby nie pandemia. Warunki sprzyjają rozprzestrzenianiu się koronawirusa.