To nie jest dobry znak, gdy niecałe cztery miesiące przed wyborami kandydat na prezydenta wymienia szefa swojej kampanii wyborczej. – W przypadku Donalda Trumpa to znak, że jego kampania przechodzi kryzys – tak rozległy, że zagraża on nie tylko jego szansom na wygraną, ale również całej jego partii – piszą analitycy z Brookings Institution.
Powtórka Reagana
Jak podaje FiveThirtyEight, portal analizujący badania opinii publicznej, Biden prowadzi średnio 9 punktami procentowymi w krajowych sondażach, a w niektórych stanach, w tym w Maine i Kolorado, ma aż kilkunastoprocentową przewagę. Gdyby Biden wygrał z takim marginesem głosów, byłoby to zwycięstwo największe od czasów Ronalda Reagana.
Trump źle radzi sobie w kluczowych stanach, które determinują to, jak głosuje Kolegium Elektorów: pozostaje mocno w tyle za Bidenem w Michigan, Pensylwanii i Wisconsin, gdzie w 2016 r. wygrał niewielką liczbą głosów i remisuje z Bidenem w Ohio i Iowa, gdzie cztery lata temu odniósł ogromne zwycięstwo. Słabo mu idzie też na Florydzie, w Karolinie Północnej i Arizonie oraz w Georgii i Teksasie, podczas gdy z łatwością wygrał w tych stanach cztery lata temu.
Jak wynika z sondaży, poparcie dla Trumpa spada, bo wyborcy nie popierają jego podejścia do pandemii, które charakteryzuje się przede wszystkim ignorowaniem zagrożenia. Na niekorzyść prezydenta działa też jego lekceważące podejście do niesprawiedliwości rasowej oraz zamrożona przez pandemię gospodarka USA. Prawie 60 proc. wyborców uważa, że Biden lepiej poradziłby sobie z krajem w czasie kryzysu oraz z gospodarką niż Trump.
Chcąc ratować swoją kampanię, Trump w ubiegłym tygodniu dokonał zmian w kierownictwie sztabu wyborczego. Odsunął Brada Parscale'a, dotychczasowego szefa kampanii, a na jego miejsce postawił 42-letniego Billa Stepnia – stratega politycznego, od 2016 r. związanego z kampanią Trumpa. – Stepien jest profesjonalistą; mocno zdyscyplinowanym i skupionym na analizie danych – pisze o nim amerykańska prasa.