Wizja powstania rosyjskiej bazy wojskowej nad wąskim i zatłoczonym Morzem Czerwonym zdenerwowała też arabskie państwa regionu. W tym najważniejsze, Arabię Saudyjską. Do świętego miasta Mekka jest - w linii prostej - 300 kilometrów od Portu Sudan. W podobnej odległości od Portu Sudan położona jest Dżudda, 3,5-milionowa metropolia będąca centrum handlowym i naukowym Arabii Saudyjskiej oraz jej najważniejszym portem.
Generałowie nie pytają polityków
- Nie mam pojęcia. Nie mam informacji na ten temat. Nie jestem teraz w kraju, lecz na konferencji w Nigerii - mówi rp.pl Omer Ismail, p.o. szef dyplomacji Sudanu, zapytany o los porozumienia z Rosją w sprawie bazy.
Rozmowę telefoniczną odbyliśmy w piątek. Rosjanie o umowie mówią już od trzech tygodni. 33-stronicowy dokument w tej sprawie rząd w Moskwie opublikował z datą 6 listopada. Formalnie jest to rządowa propozycja podpisania przez prezydenta Władimira Putina porozumienia z Sudanem o „utworzeniu punktu zaopatrzenia materiałowo-technicznego” dla floty wojenno-morskiej Federacji Rosyjskiej na terytorium Republiki Sudanu.
Z moich informacji wynika, że w negocjacje z Rosjanami nie został wprowadzony ani tymczasowy rządu Sudanu, ani cywilni przedstawiciele Rady Suwerennej, kolegialnego ciała mającego przeprowadzić kraj od epoki dyktatury do demokracji (do wolnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, które powinny się odbyć do końca 2022 roku). Dyktator Omar Baszir został obalony w zeszłym roku, ale bliscy mu wojskowi wciąż mają najwięcej do powiedzenia. To oni dominują w Radzie Suwerennej, obsadzają też stanowiska ministra obrony i ministra spraw wewnętrznych w rządzie tymczasowym. Dysponują też znaczną częścią sudańskiego budżetu.
I to oni dogadują się z Rosją.